niedziela, 17 marca 2013

Rozdział Pierwszy.



Powiew jesiennego powietrza wtargnął do pokoju przez otwarte okno i owiał półnagie ciało szatyna śpiącego na łóżku, z kołdrą na podłodze. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Nie otwierając oczu sięgnął ręką po kołdrę i gdy już miał ją pochwycić ta wymknęła mu się z dłoni. Zmarszczył brwi i ukrył twarz w białej poduszce.
- Jongin… - jęknął. W odpowiedzi do jego uszu doszedł cichu chichot z drugiego końca pokoju. Już miał zamiar podnieść się i rzucić w towarzysza poduszką, ale analizując to, że brunet i tak zniknie zanim poduszka doleciałaby do miejsca, w którym stał, zrezygnował. Poczuł na plecach lekki podmuch. Wzdrygnął się i odwrócił. Jongin stał nad nim i dmuchał mu na plecy powstrzymując napad śmiechu.
- Witaj. – odparł prostując swoją idealną sylwetkę i roześmiał się. Rzucił w niego kołdrą zanim ten zdążył mu odpowiedzieć. Okrył go i usiadł na krześle po drugiej stronie pokoju. – Dawno się nie widzieliśmy. – uśmiechnął się zadziornie.
- Gdybyś ciągle nie znikał, widziałbyś mnie o wiele częściej… - mruknął pod nosem podnosząc się z łóżka.
- Co mówiłeś? – rzucił brunet oglądając dostrzeżone przez jego czekoladowe oczy nowe figurki, których nie było w sypialni gdy był tutaj ostatnim razem.
- Sophie mi je przywiozła z Włoch… - odpowiedział szatyn na nieme pytanie przyjaciela. Oparł się o drzwi pokoju i pokręcił głową. – gdybyś bywał częściej w domu, wiedziałbyś, że są też i figurki dla Ciebie…
Jongin pstryknął palcami i w mgnieniu oka pojawił się przed Sehunem. Dzieliły ich tylko centymetry. Brunet wpatrywał się w oczy przyjaciela, którego oddech zaczął przyspieszać. Uśmiechnął się zadziornie i oparł rękoma o drzwi. Szatyn miał ochotę przeniknąć przez dębowe wrota i zniknąć z zasięgu jego wzroku. Wzrok bruneta był hipnotyzujący, a zapach, który docierał do nozdrzy Sehuna podrażniał jego zmysły w przyjemny sposób. Przygryzł wargę i starał się opanować unoszącą się pod wpływem szybkiego oddechu klatkę piersiową. Kai wciąż uśmiechał się pod nosem wpatrując w zagubionego przyjaciela. Sehun zmrużył na moment oczy starając się uspokoić, a gdy je otworzył poczuł na swoich wargach coś ciepłego. Jongin wpił się w niego swoimi ustami łącząc się tym samym z szatynem w czułym pocałunku. Sehun poczuł jak jego serce na ułamek sekundy przestało bić, a krew w jego organizmie przestała na moment krążyć. Brunet oderwał się od niego i skrzyżował ręce na piersi z uśmiechem na ustach.
- Głodny jestem. – rzucił beznamiętnie i zniknął. – Ugotuj mi coś! – dało się słyszeć z kuchni. – Czekam w salonie!
Sehun jedną rękę położył w miejscu swojego serca, a drugą dotknął ust. Analizował w głowie dokładnie każdą minioną sekundę i próbował poukładać to w jedną całość.
- Jongin… On…– szeptał. - JUŻ IDĘ! – krzyknął w odpowiedzi przyjacielowi i zbierając się z podłogi pobiegł do kuchni. Wyjął z zamrażalki kurczaka i wziął się za przygotowywania posiłku. Wiedział doskonale, co przyjaciel lubi najbardziej. Postanowił więc ulubionym jedzeniem podziękować mu za niezwykły prezent powitalny. Kiedy był zajęty przyprawianiem rozmrożonego już kurczaka na jego głowie wylądował jego błękitny T-shirt.
- Tak Ci było spieszno do garów, że nawet o bluzce zapomniałeś? – usłyszał aksamitny głos Jongina, który stał oparty o framugę drzwi.
- I tak tego nie ubiorę, mam brudne ręce. – wskazał na upaćkane przyprawą i olejem dłonie. Brunet uśmiechnął się i gdy tylko znalazł się obok przyjaciela odwrócił go do siebie przodem. Zdjął mu koszulkę z głowy i oblizał usta.
- Chodź tutaj. – uśmiechnął się i przełożył Sehunowi bluzkę przez głowę. Wziął jego jedną rękę i przełożył ostrożnie przez rękawek, potem drugą. Ściągnął ją na dół muskając przy tym palcami o brzuch i plecy chłopaka. Szatyna przeszedł przyjemny dreszcz. Odwzajemnił uśmiech i wrócił do gotowania.
- Co robisz? – spytał Kai zaglądając mu przez ramię.
- Uciekaj! Niespodzianka. – Sehun wystawił język i zasłonił przygotowywane jedzenie. Brunet roześmiał się i teleportował się do salonu. To nic, że kuchnię i wspomniane pomieszczenie dzieliło zaledwie kilka kroków… Dla Jongina to było o kilka kroków za dużo… Sehun pokręcił głową i wrócił do gotowania.

***
Ta dwójka, Sehun i Jongin, należą do dwunastki naznaczonych. Jongin, nazywany przez przyjaciół Kaiem i Sehun. Obaj posiadają moc, którą muszą pielęgnować i dbać o nią. Muszą też być ostrożni, aby nie przesadzić. Groziła im za to największa kara. Musieliby wtedy zapłacić swoim życiem.
Dwunastka naznaczona przez starego mędrca, który zniknął bez znaku życia. Żyją w grupach, jednak żadna z nich nie wie, gdzie są pozostali. Każda z grup nie wie, też kto należy do tej samej rasy, co oni. Zabroniono im szukać reszty strasząc ich pozbawieniem mocy. Sehun poznał Kaia zanim jeszcze wiedzieli o swoich mocach. Szybko znaleźli wspólny język i zawiązali naprawdę silną więź przyjaźni.
W tym wszystkim był tylko jeden, mały problem… Sehun wiedział, że to nie powinno się nigdy zdarzyć, ale było już za późno. Kochał go. Pokochał go całym swoim sercem i gotów był oddać za niego życie. Ich przyjaźń przybierała z każdym dniem nieco inny kierunek, a uczucia władające umysłem młodszego panoszyły się i unosiły w powietrzu. Jednak Jongin nie był typem osoby, która potrafiła być przywiązana do jakiegoś miejsca, czy osoby na długo. Ciągle go nie było, znikał. Teleportował się. Tak, to jego moc. Może w mgnieniu oka pojawić się tam, gdzie chce. Sehun miał moc wiatru.
Obaj wiedzieli o istnieniu pozostałej dziesiątki, aczkolwiek żaden z nich nie wiedział jak oni wyglądają, w jakim są wieku i gdzie się znajdują. Słyszeli tylko z legend poruszanych przez zwykłych śmiertelników różne pogłoski, ale nigdy nie brali ich na poważnie. Słyszeli też o tym, jakimi mocami mogą być obdarzeni pozostali. Śmiertelnicy byli dziwni. Niektórzy brali to na poważnie i przestrzegali innych opowiadając historyjki o tym, że nie wiadomo, czy na pewno wszyscy obdarzeni są po stronie światła. Kiedyś Sehuna zastanawiał fakt, czy to prawda. Czy może być prawdą to, że oni naprawdę mogą wybrać między ciemnością, a światłem. Dla niego było to oczywiste. Zawsze i wszędzie wybrałby światło.
Jongin teleportował się w różne miejsca na świecie i bezskutecznie szukał pozostałej dziesiątki. Był pewien, że gdy wszyscy się spotkają, to będą mogli odnaleźć drzewo życia, które dawało im moc, życie i spełniało ich pragnienia. Tak bardzo chciał je odnaleźć. Niestety nigdy nie wyjawił Sehunowi z jakiej przyczyny tak bardzo mu na tym zależy. Wiele razy próbował to z niego wyciągnąć… Jednak zawsze kończyło się tym samym…


***
Włożył doprawionego kurczaka w warzywach do piekarnika i miał zając się winem, które planował otworzyć. Jednak jego idealny spokój przerwał huk i dźwięk tłuczonego się szkła na korytarzu.
- Jongin? – rzucił przewracając oczami. – Co rozwaliłeś tym razem? – czekał na odpowiedź, ale jej nie otrzymał. Lekko podenerwowany ruszył w kierunku drzwi kuchennych i kiedy już był blisko dojrzał fragment ręki swojego przyjaciela. – Kai?! – krzyknął i pobiegł do korytarza. Brunet leżał nieprzytomny na dywanie. Sehun znieruchomiał. Poczuł się tak, jakby jego serce przebiegło 10 km. Rzucił się na kolana i delikatnie podniósł głowę Jongina i położył ją sobie na kolanach. Gdy na niego spojrzał, jego oczy zaszkliły się. Drżącą dłonią przesunął delikatnie po policzku ukochanego. Na całą jego długość rozciągała się rysa. Rysa ta wyglądała jak ślad na porcelanowej filiżance, która zaczęła pękać. Brunet miał takich rys kilka. Na przedramieniu, na szyi. Sehun był sparaliżowany. Co miał zrobić? Bał się, że gdy zacznie go podnosić to Kai zacznie sypać się w drobny mak. Zagryzł wargę. Łykając słone łzy starał się być silny, by nie pokazać przyjacielowi tego, jak wielki strach go ogarnął.
Brunet otworzył powoli oczy i spojrzał ospale na przyjaciela, który już prawie nie panował nad emocjami. Drżał, a jego oczy wędrowały po całym ciele leżącego na podłodze chłopaka.
- Po.. – Kai próbował za wszelką cenę coś powiedzieć. Sprawiało mu to znaczną trudność… Jedna z łez szatyna spłynęła po jego policzku i spadła na dolną wargę Jongina. Chłopak oblizał usta, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. – Po-pocałuj mnie… - wyszeptał. Sehun jeszcze przez chwilę zastanawiał się czy dobrze słyszał. Pochylił się w końcu nad przyjacielem i musnął delikatnie jego usta. Chciał to przerwać i zająć się chorym, jednak brunet uniósł zdrową rękę kładąc ją na karku szatyna i przyciągnął go z powrotem do siebie. Wpił się w jego usta i tym samym poczuł się lepiej.
Oderwali się od siebie obaj szybko oddychając. Sehun wpatrywał się w Kaia i nie mógł tego wszystkiego pojąć. Czy rozsypanie się w drobny mak jest w ogóle możliwe? Przecież mimo mocy, Jongin wciąż był człowiekiem… Ludzie nie rozsypują się jak potłuczona porcelana…
- Pomóż mi wstać… - wymruczał brunet i wyciągnął do młodszego rękę. Sehun opiekuńczo objął przyjaciela i uniósł go w górę. Jongin ledwo stał na nogach, ale bohatersko zaczął człapać się w stronę schodów. Sehun przewrócił oczami i bez dłuższego zastanawiania się wziął przyjaciela na ręce. Nie zważając na protesty wniósł go na górę i zaniósł do sypialni. Położył go delikatnie na łóżku i okrył kołdrą.
- Co to było? – spytał widząc, że szrama na policzku chłopaka powoli zanika.  Kai wciąż oddychał szybciej z grymasem bólu na twarzy. – Boli Cię coś? – zapytał zatroskany. Jongin przytaknął i podwinął bluzkę. Kiedy Sehun ujrzał idealną do tej pory klatę przyjaciela zaniemówił. Przez klatę bruneta ciągnęło się duże pęknięcie. Sehun zasłonił sobie usta dłonią i spojrzał z żalem na przyjaciela.
- Co? – spytał niczego nie świadomy Kai. – No co jest?! – uniósł głos wciąż nie dostając odpowiedzi.
- Ty… - zaczął młodszy. – Jak to mam nazwać? – jęknął bardziej do siebie. – Ty… pękasz…
- Wiem. – mruknął beznamiętnie. – Bardzo źle to wygląda? – spytał z nadzieją, że Sehun zaprzeczy. Przeliczył się.
- Trochę… Co.. Co to było? – Jongin wziął głębszy oddech, co sprawiło mu ból. Wiedział, że prawda i tak jest gorsza. – Wiesz co to było? Wiesz co jest przyczyną? – pytał Sehun. – No odpowiedz mi wreszcie! – warknął z wyrzutem.
- Teleportacja...


***
Chłopak upadł odrzucony przez siłę natężenia.
- Jongdae! – krzyknął blondyn i podbiegł do przyjaciela. – Nic Ci nie jest? Co się stało?
- Nie mam pojęcia… Coś jakby.. Wpadło w moje pole elektryczne… Chyba w to uderzyłem.
- Jak… uderzyłeś? – blondyn nie bardzo mógł pojąć o czym mówi jego przyjaciel.
- Kiedy ćwiczyłem moc, coś wpadło w moje pole i to… coś… poraziłem… I po chwili to zniknęło. Nie wiem co to było, ale… - chłopakowi głos ugrzązł w gardle. Spuścił wzrok i zmarszczył czoło. Poprawił okulary na nosie i wpatrywał się w podłogę.
- Ale co? – ponaglał. – Co to było?
- To wyglądało jak człowiek…