niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział Czwarty.

Kochani!
Wybaczycie, że to takie krótkie? Przepraszam Was, ale ostatnio nie mogę się wziąć za pisanie... jeszcze prawdopodobnie niedługo pójdę do pracy i ogólnie... nie wiem czy będę miała czas pisać, a teraz mnie nie było przez długi czas, bo wyjechaliśmy... Mam nadzieję, że chociaż to Was odrobinę zadowoli... ;3 nie złośćcie się, proszę. Kiedyś to w końcu nadrobię, obiecuję i życzę miłego czytania. ;)
_____________________________________________________

Mędrzec ujął w dłoń zwój i pomachał nim chłopakowi przed oczami. Brunet spojrzał na niego beznamiętnie opierając się jedną ręką o blat, drugą natomiast sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął z niej klucz i uśmiechnął się zadziornie.
- Weź z sobą tamten plecak i ruszamy. – nakazał starzec, na co ten tylko przytaknął i odbijając się lekko od blatu ruszył na drugi koniec pomieszczenia po plecak.
Kiedy tylko przekroczyli próg jaskini, mężczyzna obsypał wejście jasnym pyłem, ceglanego koloru. Młodzieniec, który mu towarzyszył zrobił kilka kroków w przód. Zatrzymał się gwałtownie, gdy tylko mędrzec położył mu dłoń na ramieniu i mocno ścisnął. W głębi jaskini dostrzegli parę świecących się żółtych ślepi, które wpatrywały się w nich odkąd tylko pojawili się w ich zasięgu.

*

Brunet ocknął się we własnym łóżku. Chciał otworzyć oczy, ale sprawiało mu to jednak trudność, gdyż czuł na sobie rażące z okna ciepłe promienie słońca, które zaatakowałyby jego oczy zaraz po podniesieniu powiek. Postawił więc na inne zmysły. Zmysł zapachu mówił mu, że zna ten zapach. Zna i go kocha. Uśmiechnął się, czemu towarzyszyło odczucie ciepłej dłoni na jego brzuchu. Teraz był już pewien. Jest w domu, a Sehun leży przy nim. Ponownie się uśmiechnął i postanowił otworzyć oczy. Kiedy poskromił już słońce piekące jego oczy, ujrzał nad sobą biały sufit w wypukle wzorki. Przekręcił głowę w lewo, skąd jego skóra otrzymywała dawkę delikatnego oddechu w okolicy policzka. Jego oczom ukazał się śpiący Sehun z uśmiechem na ustach. Kai poczuł się spokojniejszy. Delikatnie wysunął się spod objęć szatyna i wyszedł dyskretnie z pokoju. Drobnymi krokami, by nie robić hałasu przeszedł korytarz i zszedł po schodach udając się do kuchni. Podszedł do lodówki, wyjął z niej kartonik z mlekiem i napił się prosto z kartonika. Odstawił je i ruszył na górę. Jego oczom jednak nie umknęła postać Tao. Brunet stał przy wyjściu na taras i wpatrywał się w niebo. Jongin postanowił do niego dołączyć.
- Piękna pogoda. – zaczął podchodząc do niego bliżej. Tao zerknął tylko na niego kątem oka i się uśmiechnął
- Czujesz się lepiej? – spytał nie odrywając oczu od lecących po niebie ptaków.
- Tak, dziękuję, ze pomogłeś mi wrócić do domu.
- Drobiazg. To ja powinienem być Tobie wdzięczny.. Tak myślę..
Kai spojrzał na niego zaskoczony. Nie przypominał sobie, by zrobił coś za co Tao mógłby mu dziękować.
- Dzięki Tobie jest nas więcej. - brunet odwrócił w końcu do Jongina przodem posyłając mu serdeczny uśmiech. - Och! D.O! Jongin się obudził! - gdy Kai usłyszał te słowa, znieruchomiał i zaczął się ciężko zastanawiać o co chodzi. I czy jego przypuszczenia, które właśnie pojawiły się w jego głowie są prawdziwe. Serce biło mu mocniej i szybciej, jakby brało udział w wyścigu z czasem. Gdy już szykował się do tego, by odwrócić się w stronę nadchodzących kroków, usłyszał wołanie z góry.
- Jongin-ah! - krzyk Sehuna obudziłby nawet umarłego.
- Idę! - odkrzyknął, ukłonił się lekko i pstrykając palcami rozmył się w powietrzu. Kyungsoo widząc to na własne oczy poczuł jak dreszcz przechodzi przez całego jego ciało, paraliżując je na moment.
Kai stanął w drzwiach sypialni i spojrzał na Sehuna.
- Coś się stało? - spytał z uśmiechem i zamykając za sobą drzwi  wszedł  w głąb pokoju. Usiadł obok przyjaciela i spojrzał na niego wyczekująco.
- Musimy porozmawiać, bo widzisz... - zaczął Sehun - Kiedy tamtego dnia zniknąłeś na plaży, poznałem Chena.. – przystanął robiąc pauzę. Jakby zastanawiał się, czy ma mówić dalej. - Ma moc elektryczności. Wyobraź sobie ze on bawi się w osobę władającą nad burza.
- Poznałeś go ?! - Kai słysząc to oprzytomniał.
- Poznałem aż trzech. – odparł niepewnie. - Tao jest czwartym, Ty piątym a ja szóstym
Jongin przyswajając te informacje nie wiedział o czym powinien teraz myśleć, w jakiej kolejności i co odpowiedzieć. Serce zakołatało mu kilka razy, a twarz rozpromieniła się.
- Zostało nam jeszcze sześciu... Jongin-ah.. – szepnął szatyn i spojrzał na przyjaciela z nadzieją na pozytywną odpowiedź. - Myślisz, ze damy rade?
- Wiec.. Jest nas.. Sześciu?! – spytał z niedowierzaniem Kai. - Została tylko szóstka! – krzyknął radośnie i przytulił się do Sehuna. – Damy radę! – gdy wypowiedział te słowa, młodszy rozluźnił się i z ulgą poklepał bruneta po plecach.
- Tak i.. bo...wiesz… oni są u nas w domu.
Jongin odsunął się od Sehuna i zmierzył go wzrokiem. Zmarszczył brwi w zamyśleniu, a wzrok utkwił w martwym punkcie na ścianie.
- Jeden z nich to… D.O? – spytał nagle.
- Tak, skąd wiesz? – Sehuna zaskoczył fakt, że Kai wie coś na temat gości przebywających w domu.
- Byłem na dole, rozmawiałem chwile z Tao… Wołał kogoś w ten sposób, ale zniknąłem zanim go zobaczyłem, bo zawołałeś…
- Och, rozumiem. Zaczekasz? – spytał z uśmiechem i wstał. Kai spojrzał na niego i lekko przekrzywił głowę w lewo. – Skoczę do łazienki, przebiorę się i zejdziemy na dół. Poznasz ich wszystkich, dobrze?
Jongin przytaknął i rzucił się na łóżko. Sehun uśmiechnął się czule i lekkim krokiem ruszył w kierunku łazienki. Ogarnął się, wziął szybki prysznic, przebrał się i wrócił do pokoju. Kai leżał na łóżku, na brzuchu, z nogami podniesionymi do góry i machał nimi w przód i w tył. W ręku trzymał pluszowego misia, który był przyczepiony do kluczy Sehuna i bawił się nim. Kiedy szatyn wszedł do środka, uniósł wzrok nad zabawkę i zaczął się przyglądać przyjacielowi. Uśmiechnął się lekko rozbawiony i w mgnieniu oka znalazł się przy młodszym. Uniósł rękę i przeczesał palcami włosy szatyna, muskając opuszkami palców jego kark. Sehuna przeszedł przyjemny dreszcz, wzdrygnął się i złapał go za rękę.
- Idziemy. Gotowy? – Kai z uśmiechem przytaknął i ruszył za przyjacielem.

*

Jedna z większych dzielnic Nowego Jorku była całkiem opuszczona. Nie było tam żywej duszy, gdyż większość ludzi uciekło przed epidemią, która zaatakowała tamten region. Nie była to zwyczajna epidemia… Epidemią nazwano pojawienie się tam nieludzkich rozmiarów potworów, które pożerały mieszkańców i siały postrach w całej okolicy. Dzielnica została oddzielona od reszty miasta ogromnym, grubym murem, który chronił jego mieszkańców.

Jednak dzielnica poza murami nie do końca była opuszczona… Kryła w sobie tajemniczego blondyna, który wydawało się, że wcale nie jest poruszony tzw. epidemią. Mieszkał w jednym z mieszkań mieszczących się na ostatnim piętrze wieżowca. Często przesiadywał na jego dachu i wpatrywał się w niebo. W mieście został uznany za zaginionego i prawdopodobnie martwego. Zdaniem nowojorczyków ten, kto został poza murami, już stamtąd nie wraca, bo nie ma dla niego ratunku. Jak widać teoria ta była błędna. Przynajmniej w jego przypadku…

piątek, 2 sierpnia 2013

WIELKI POWRÓT!



Kochani!
Przepraszam Was za tak długą przerwę! Wiem, że długo mnie nie było i pewnie niektórzy z Was pomyśleli, że już nie wrócę.... >.> Ale wróciłam! Ba! Z dobrą wiadomością! Za dzień lub dwa możliwe, że pojawi się Rozdział 4. Wracam z podwojoną siłą i mnóstwem pomysłów, które chciałabym jak najszybciej zrealizować. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni i cieszycie się z mojego późnego, ale jednak, powrotu.
Wyczekujcie kolejnej części niecierpliwie ;*

~ Kim Noise.

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział Trzeci.



      Podniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Przez dziurę w dachu, którą zrobił wpadając do środka wpadały promienie słońca, jednak były one drobne, gdyż samo słońce przysłaniały chmury. Jongin spróbował wstać, jednak ból przeszywający jego prawy bok uniemożliwił mu jakiekolwiek ruchy. Wściekły opadł z powrotem na siano i wpatrywał się w widoczny przez dziurę fragment nieba. Było takie spokojne, jakby uśpione.. Nagle usłyszał trzask i skrzypienie otwieranej stodoły. Uniósł się ponownie na łokciach i począł nerwowo szukać wzrokiem osoby, która je otworzyła. „Pusto?” pomyślał. Zdziwiony spojrzał przed siebie…
- Jezu! – krzyknął podskakując. – Ale mnie wystraszyłeś… - mruknął do bruneta, który kucał na belce łączącej jeden filar podtrzymujący dach, z drugim. Chłopak zaczął mu się uważnie przyglądać. Podszedł do niego i trącił go nogą w ramię na co Kai zareagował niekontrolowanym syknięciem.
- Boli? – spytał w końcu obcy i przykucnął obok niego. Jongin przytaknął i przyglądając mu się z bliska dojrzał coś niesamowitego. Chłopak miał wisiorek, wisiorek w kształcie klepsydry. Chciał to jakoś skomentować, jednak brunet rozproszył go łapiąc go za podbródek i obracając jego twarz. Zaczął oglądać dokładnie jego lewy policzek. – To Cię tak boli? – ponownie zadał pytanie zawierające słowo ból. Jongin miał go serdecznie dosyć, gdyż czuł, jak przeszywa on całe jego ciało. Nie chciał dodatkowo o nim rozmawiać. Jednak przytaknął czekając na rozwój rozmowy, na co liczył.
- Wiesz co to jest? – kontynuował nieznajomy. Kai pokręcił głową wpatrując się w bruneta, który wyglądał nieco inaczej. Wyglądał trochę jak zbuntowany nastolatek. Chłopak wstał na równe nogi i się uśmiechnął. – Trzeba Cię przenieść do domu, nie możesz tak tu przecież cały czas leżeć. Dasz radę wstać?
- Nie wiem, ciężko stwierdzić.. – spróbował, ale bez skutku. Brunet wyciągnął do niego dłoń.
- Tao jestem. – dodał z uśmiechem i dźwignął go do góry.
- Jongin, cieszę się, że Cię znalazłem. – mimo bólu uśmiechnął się blado i z pomocą Tao zszedł z siana i ruszył ku wyjściu…

*

      Chen przyprowadził Sehuna przed duży, kamienny dom. Wyglądał jak z jakiegoś horroru, dookoła było ponuro, pusto, wszędzie były usychające drzewa, ziemia była wysuszona, a sam budynek był w kilku miejscach porośnięty bluszczem. Jongdae uśmiechnął się delikatnie do rozglądającego się Sehuna. Otworzył drzwi i wprowadził go do środka, od razu kierując swoje kroki do podziemi, gdzie po chwili oczom Hunniego ukazała się dwójka pozostałych.
- Chłopaki, popatrzcie, kogo przyprowadziłem. – rzucił Chen, na co obaj odwrócili się na dźwięk jego głosu. – To Sehun, jest z Korei i potrzebuje naszej pomocy.
Jeden z nich miał ciemne, czarne włosy, duże oczy i specyficzny wyraz twarzy, ale był przystojnym i ciepłym człowiekiem. Sehun od razu to wyłapał, miał nosa do takich spraw. Uśmiechnął się do niego i skierował swój wzrok na drugiego z nich. I wtedy doznał szoku. Stojący obok bruneta blondyn, przykuł całą jego uwagę. Miał anielską twarz, zadbane włosy, był mniej więcej jego wzrostu, a jego oczy były jak bezdenna głębia, w której chłopka zatonął od razu. Nie mając pojęcia jak ma wypłynąć na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza. Zdawać by się mogło, że blondyn również zwrócił na niego uwagę. Przyglądał mu się badawczo, zatrzymywał wzrok na różnych częściach jego garderoby. To spojrzał na buty, to na bluzkę… Aż w końcu utkwił w oczach Hunniego i uśmiechnął się delikatnie. Nigdy jeszcze w swoim marnym istnieniu Sehun nie poznał tego uczucia. Wpatrywał się w nowo poznaną anielską istotę i całkowicie przestał myśleć o całym Bożym świecie.
- To D.O, a to Luhan. – Chen wyrwał go z kłębiących się w jego głowie myśli. – Myślę, że w trójkę uda nam się odnaleźć Kaia. – uśmiechnął się i gestem ręki zaprosił Hunniego do środka. Kyungsoo od razu zainteresował się nowym.. bratem. Podszedł do niego i zaczął mu się przyglądać.
- Miło Cię poznać. Cieszę się, że Chen znalazł jednego z nas. Im nas więcej, tym lepiej. – uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko chłopaka.
- Ale to on znalazł nas. – poprawił go Jongdae. D.O spojrzał na niego zdziwiony, po czym zawiesił wzrok na nowym. – Teleportował się razem z przyjacielem… I właśnie chodzi o to, że…
- Masz moc teleportacji? – Kyungsoo chyba przestał słuchać przyjaciela zatrzymując myśli przy słowie tak bardzo go intrygującym. Do tej pory wiele słyszał o chłopaku, który miał tą moc i bardzo interesowało go, która z wersji śmiertelników jest prawdziwa.
- Nie on. Kyungsoo, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? – Chen złapał go za ramię, na co chłopak ocknął się i spojrzał na niego. – Jego przyjaciel się transportuje… - zrobił chwile pauzy, jakby układał w głowie to, co ma teraz powiedzieć. – I właśnie on potrzebuje naszej pomocy..
Wyglądało na to, że D.O naprawdę zainteresował ten fakt, tak samo Luhana. Obaj zwrócili swój wzrok w stronę mówiącego Jongdae i słuchali uważnie.
- Sehun mówi, że Kai zaczął… pękać. I wydaje mi się – zaczął - że to moja wina… - dodał po chwili. – Musiałem go porazić wtedy, gdy pojawił się w moim polu… Nie wiem jak to zrobił, ale po prostu był…
- Jongin was szukał. Was wszystkich. – oznajmił Sehun. – Uparł się, że znajdzie całą dziesiątkę i wtedy… No i tego nigdy mi nie powiedział.
- Szukał? – zdziwił się Luhan. – A wiedział gdzie?
- Nie, po prostu… - w tym momencie Hunnie zaśmiał się pod nosem. Co wprawiło resztę w jeszcze większe zaskoczenie. – Mógłbym nawet rzec, że miał na tym punkcie obsesje. W jego pokoju było pełno map, zdjęć… Kolekcjonował je ze wszystkich miejsc, które już sprawdził… Dlatego… - Sehun spuścił wzrok i umiejscowił go na czubkach butów Luhana. – Dlatego spędzaliśmy naprawdę mało czasu razem… Strasznie się o niego martwię. Mam nadzieję, że sobie poradził…
- Poradził z czym? – Kyungsoo spytał marszcząc w zamyśleniu brwi. – W sumie dlaczego tu go z Tobą nie ma?
- Spotkaliśmy Chena na plaży… I gdy Kai już do niego biegł ciągnąc mnie z sobą, nagle zgiął się w pół i zaczął krzyczeć… A po chwili znów pojawiły się te pęknięcia… Potem zaczął znikać i pojawiać się w różnych miejscach na plaży, aż całkiem zniknął… Nie rozumiem, co się z nim dzieje.
- To wina burzy? – szepnął zmartwiony Chen.
- Nie, to nie możliwe, aby Twoja burza, czy moc miała z tym coś wspólnego. Owszem, może i za pierwszym razem tak, ale teraz przecież nic się nie stało…
- Więc co to może być? – Luhan zaczął chodzić nerwowo po pokoju. I rozglądać się dookoła. – Kyungsoo, a nie będzie czegoś w Twoich notatkach?
- Też o tym myślałem, ale nie przypominam sobie… W każdym bądź razie zrobimy tak… - spojrzał na zakłopotanego Sehuna, który nerwowo spoglądał raz na niego, a raz na Luhana, który również patrzył w jego stronę. – Dobra, zdecydowane. Chen – zwrócił się do zamyślonego bruneta. – Ty zostaniesz ze mną, a Luhan poleci z Sehunem do Korei poszukać Kaia.
Na te słowa wspomniana trójka spojrzała po sobie wymieniając znaczące spojrzenia. Sehun uśmiechnął się lekko do Luhana, który odwzajemnił to i zaczął pakować swoje rzeczy do torby, którą sobie przyciągnął z drugiego końca pomieszczenia.

*

         - Wszystko jest gotowe. – rzucił Chen. – Tutaj macie bilety – podał im kopertę. – Sehun – zwrócił się do młodszego – to Twój nowy paszport. Inaczej przecież Cię nie puszczą, no nie? – uśmiechnął się blado.
- Dajcie znać, jak będziecie na miejscu. – wtrącił się D.O – my spróbujemy się czegoś dowiedzieć i przylecimy do was najszybciej, jak się da.
- Tylko nie zapomnij wszystkich potrzebnych rzeczy. – skarcił go Luhan. Doskonale wie, o czym mówi. Kyungsoo zdarza się być zapominalskim i to w najmniej oczekiwanych momentach.
- Już ja go przypilnuję. – zaśmiał się Chen. – Dobra, dobra. Żarty żartami. Idźcie, bo musicie przejść przez odprawę, a czasu coraz mniej.
- Powodzenia! – rzucił Kyungsoo i im pomachał. Lekko speszona swoją obecnością dwójka odmachała przyjaciołom i ruszyła w kierunku odprawy. Nie trwało długo to, aby się oswoili ze swoją obecnością. Wydawali się sobie bliscy, a rozmowy ich należały raczej do tych lżejszych i swobodnych. Sehun czuł się naprawdę bardzo dobrze. Czuł się słuchany i przede wszystkim czuł, że jego rozmówca doskonale odbiera każde jego słowo i że robiłby to nadal nawet wtedy, gdy Hunnie przestałby mówić.
Kiedy dolecieli na miejsce pospiesznie udali się do domu Sehuna, który niestety… Był pusty. Rozgościli się i zaczęły się poszukiwania. Luhan pomagał Sehunowi szukać bruneta po całym Seulu i jego okolicy. Niestety wszystkie ich starania okazały się znikome, gdyż nigdzie zaginionego Jongina nie ma…
Sehun opadł bezwładnie na kanapę i westchnął ciężko. Ukrył twarz w dłoniach, po czym przeciągnął się i opierając się plecami o oparcie kanapy odchylił głowę w tył i zamknął oczy.
- Jongin-ah… Gdzie Ty jesteś? – szepnął sam do siebie.
- Lecą! – krzyknął Luhan, który pospiesznie wbiegł do salonu. Zmierzył nierozgarniętego, lekko podłamanego Sehuna wzrokiem i automatycznie na jego widok się uśmiechnął.
- Co mówiłeś? – Hunnie ożywił się nieco na słowa blondyna.
- Mówiłem, że lecą. Kyungsoo i Jongdae powinni być jutro o tej porze w Seulu. Mówią, że nie są w stanie ustalić już nic więcej i że nie uzbierają już żadnej nowej informacji.
- Cóż, trudno.. – opadł z powrotem na oparcie. - Ale wsparcie się przyda. Dobrze, że już jadą.
Luhan przysiadł się obok Sehuna na kanapie i przez chwilę patrzył na trwającego w swoich rozmyślaniach młodszego przyjaciela.
- O czym myślisz? – spytał cicho.
- O Kaiu. – odparł Sehun otwierając oczy. – Szukamy go już cztery dni… - spojrzał na siedzącego przy nim Luhana. – Nigdzie go nie ma… A co, jeżeli coś mu się stało? Co jeśli…
- Shh…. – Luhan przerwał mu, otoczył go ramieniem i przyciągnął do siebie. – Nie możesz tak myśleć. – Przytulił go mocniej do siebie i oparł policzek na czubku jego głowy wciągając zapach szamponu młodszego. – Jongin jest dla Ciebie kimś ważnym, prawda? – spytał po chwili. Sehun podniósł się i usiadł prostując plecy.
- Tak. Jest najbliższą mi osobą, jedyną, którą znam tak dobrze… Nie mam nikogo bliskiego, on jest jedyny… Znamy się tyle lat, że wątpię, by ktoś znał go lepiej, niż ja…
- Rozumiem… - szepnął Luhan i również się wyprostował. Odkaszlnął i chciał wstać, jednak Sehun złapał go za rękę przytrzymując przy sobie.
- Ale… - spojrzał mu w oczy. – Teraz mam was… Już nie jesteśmy z tym sami. Mam Chena, Kyungsoo.. I… mam Ciebie… - dodał szeptem i uśmiechnął się delikatnie. – Dziękuję. – Luhan odwzajemnił jego uśmiech i pogładził go po ramieniu.
- Zrobię Ci herbaty, chcesz? – spytał i wstał czekając na odpowiedź. Hunnie przytaknął radośnie i również wstał.-
- Pomogę Ci. W ogóle… zgłodniałem, zjedzmy coś. – zaproponował młodszy i udali się razem do kuchni.

*

        Blondyn chodził w tę i z powrotem rozglądając się po tłumie ludzi. Był bardzo niecierpliwą osobą i chciał mieć wszystko na już. Kiedy wreszcie dostrzegł Chena i Kyungsoo wyłaniających się z tłumu klasnął w dłonie, pociągnął z sobą Sehuna i pognał w ich stronę.
- No nareszcie! – jęknął. – Korzonki myślałem, że tu zapuszczę…
- Hyung.. – wtrącił się Sehun. – To akurat Twoja wina, że chciałeś przyjechać tutaj prawie godzinę przed przylotem samolotu…
Chen i D.O spojrzeli po sobie, a potem popatrzyli na zbulwersowaną minę Luhana, który zgromił młodszego spojrzeniem. Wszyscy wybuchli śmiechem skupiając na sobie uwagę kilku przechodniów.
- Dobra, nie ma czasu na żarty. Trzeba znaleźć Kaia… - upomniał ich D.O i cała czwórka ruszyła w stronę samochodu.
W domu zajęli się obmyślaniem strategii i sposobu, w jaki mogliby ewentualnie odnaleźć Kaia. Szło im to opornie, gdyż każda kolejna niby to genialna myśl okazywała się beznadziejna, albo po prostu niemożliwa do wykonania. Nagle usłyszeli trzask dochodzący od strony drzwi tarasu. Sehun poderwał się na równe nogi i pobiegł pierwszy. Wbiegł do salonu i zatrzymał się gwałtownie na środku, przez co Luhan biegnący za nim uderzył w niego nie spodziewając się hamowania. Ich oczom ukazała się postać tajemniczego, mrocznego bruneta, o którego opierał się wykończony, obolały Jongin.
- Jongin-ah! – jęknął Sehun i podbiegł do wycieńczonego bruneta, który słaniał się na nogach. Złapał go i pozwolił mu się na sobie wesprzeć. Odgarnął mu kosmyk włosów z głowy i pomógł usiąść na kanapie, do której z trudem udało im się dojść. – Wróciłeś… - wyszeptał Hunnie gładząc nieprzytomnego już bruneta.
Kyungsoo i Chen wbiegli do salonu i stanęli obok przyglądającego się tej scenie Luhana. D.O spojrzał w stronę przybyszów i dostrzegł wśród zamieszania siedzącego przy Sehunie na kanapie bruneta. Bacznie mu się przyglądał studiując każdy detal jego twarzy. Ciemniejszą skórę, kąciki ust układające się w grymasie, zaspane, lekko przymrużone czekoladowo-brązowe oczy, które wydawały się być wycieńczone… Tak jak ciało ich właściciela… Włosy opadające niesfornie na jego skroń i… pęknięcia. Pęknięcia, które widniały na różnych częściach jego ciała. Zarysowania na policzkach i kapiącą na podłogę krew, która w nielicznych miejscach wydobywała się z niektórych zadrapań i ran. Kyungsoo oprzytomniał nieco i zrobił w jego stronę krok do przodu, ale zatrzymał się gwałtownie przypominając sobie, że przecież jest przy nim Sehun.
- Jest wykończony. – usłyszał gdzieś nad sobą i od razu spojrzał w stronę kolejnego melodyjnego głosu. Jego oczom ukazała się sylwetka młodego bruneta, który nieco przerażał go swoim mrocznym wyglądem. Ale... w końcu to on przyprowadził tutaj Kaia. Więc jeśli jego Kai z nim przyszedł to mógł uznać, że można mu zaufać.
- Co się stało? – spytał Sehun i ostrożnie wysunął się spod ciała śpiącego Jongina i ułożył jego głowę delikatnie na poduszkach. Okrył go kocem i ponaglił resztę, aby wszyscy wyszli z salonu i udali się do kuchni, by nie przeszkadzał mu w śnie. Kiedy cała piątka znalazła się w kuchni, Hunnie zamknął po cichu drzwi i wszedł w głąb pomieszczenia. Usiadł obok Luhana i zmierzył obcego pełnym ciekawości spojrzeniem. Postanowił ponowić pytanie.
- Lecąc tutaj, w drodze z lotniska miał kolejny… - tajemniczy brunet zrobił efektowną pauzę zastanawiając się czy jest odpowiednie słowo na to, co dział się z Jonginem. – atak…
- Czyli on wiem.. – szepnął Chen.
- Jesteś jednym z nas? – spytał Luhan i oderwał w końcu wzrok od młodszego chłopaka siedzącego obok.
- Hm… tak, jakkolwiek to nazywacie. – odparł i uśmiechnął się blado. – Tao jestem, zatrzymuję czas.
- Ja jestem Chen, władam elektrycznością. To Luhan i jego telekineza, D.O i jego siła i Sehun, władca wiatru… No to jest nas już piątka. – dodał po chwili blado się uśmiechając, na co zareagował Kyungsoo.
- Szóstka. – poprawił go. – Jeszcze Jongin. – od zobaczenia pierwszy raz Kaia nie odezwał się ani przez moment. Wiele razy wyobrażał sobie swoje spotkanie z teleporterem. Tyle razy mówił sobie, że od razu będzie musiał się o nim wszystkiego dowiedzieć, zrozumieć i odkryć, która z legend o nim była tą właściwą i czy takowa w ogóle istniała…

*

         Las ogarniały pierwsze promienie słoneczne, które uparcie przebijały się przez gęste korony drzew. Ten dzień był dla niego taki, jak każdy inny. Po prostu tym razem pogoda była trochę lepsza niż do tej pory. Przeciągnął się, podniósł z łóżka i podszedł do okna. Jego dom mieścił się w samym sercu lasu.
Był uważany za dziwaka, szaleńca. Jednak ludzie zamieszkujący tę okolicę nie zamierzali go stamtąd wypędzać. Dlaczego? Otóż… okolica ta, była miejscem na mapie, o którym, jak niektórzy mówili, Bóg zapomniał. Były nieustanne, niewyjaśnione morderstwa, o które był z początku posądzany. Pożary, w których ginęli niewinni ludzie… W lesie często gubiły się dzieci, nawet dorośli. On był światłem w ciemną noc, ostatnią deską ratunku. Pojawiał się nie wiadomo skąd i wybawiał z opresji. Znał ten las jak własną kieszeń i zawsze służył pomocą. Dlatego właśnie ludzie zaczęli go traktować jako kogoś na wzór… miejscowego bohatera. Kogoś, kogo nie muszą się bać i na kogo pomocną dłoń zawsze mogą liczyć.

*

       Starzec podniósł się gwałtownie z miejsca i wyszedł na ganek, gdzie siedział młodzieniec i czytał kolejne karty księgi magii. Kątem oka zerknął na swojego siwego opiekuna, ale czytał dalej. Mędrzec trzasnął pięścią w blat, na co chłopak tylko spokojnie uniósł wzrok znad księgi.
- Bierz się do pracy. – mruknął staruszek. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Wiesz doskonale, że przed Tobą ważne zadanie. Rozumiesz ogrom i powagę sytuacji? – chłopak tylko przytaknął i wrócił do księgi studiując kolejne strony. Mędrzec oparł się na swojej lasce i spojrzał na słońce zachodzące na horyzoncie. – Przy następnej pełni będziemy gotowi… - szepnął sam do siebie. Chłopak słysząc doskonale, co starszy człowiek mruknął, uśmiechnął się pod nosem i jednym ruchem dłoni zapalił świeczki, które pod wpływem podmuchu wiatru zgasły…

sobota, 11 maja 2013

Zapowiedź.



Witam wszystkich,
niedługo powinien pojawić się nowy rozdział.
Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. ;)
Tylko powiedzcie... kto na niego czeka? ;>
Taka mała zapowiedź.... ;*


" Podniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Przez dziurę w dachu, którą zrobił wpadając do środka wpadały promienie słońca, jednak były one drobne, gdyż samo słońce przysłaniały chmury."


wtorek, 30 kwietnia 2013

I N F O R M A C J A

Moi kochani





wiem, że czekacie na kolejny rozdział, wiem. Niestety nie mogę wam obiecać, że pojawi się on wkrótce..
Niedługo mam maturę, a dokładnie za równy tydzień. Więc bądźcie cierpliwi. ;) Ostatni egzamin mam 24 maja. Jeśli wszystko pójdzie tak, jak sobie to wyobrażam (innej opcji nie ma) to od razu będę brała się za nadrabianie w pisaniu i w czytaniu. Tak więc bądźcie cierpliwi, a tym czasem zapraszam Was tutaj:
Ostatnio powstało w mojej głowie coś innego. W sumie już jakiś czas temu. Ostatnio postanowiłam to zacząć publikować. Tak więc miłego czytania życzę i zachęcam do komentowania.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział Drugi.



- D.O, myślisz, że to możliwe? – spytał przystojnego bruneta o dużych oczach, który właśnie wszedł do pomieszczenia, w którym byli.
- Ale co? – spytał zdezorientowany gość. Blondyn podniósł Jongdae i podbiegł do przybyłego.
- Chen uważa, że właśnie poraził jakiegoś człowieka prądem… - na te słowa D.O spojrzał w stronę otrzepującego się z kurzu chłopaka.
- Jesteś pewien, że to był człowiek?  – spytał. – Jak wyglądał?
- Nie wiem, miał ciemne włosy i kiedy zniknął został po nim taki jakby czarny pył..
-On... zniknął? Jesteś pewny, że mówimy o człowieku? Żaden śmiertelnik nie byłby w stanie przeżyć porażenia prądem o takiej sile... – Luhan zaczął zastanawiać się nad wypowiedzią przyjaciela.
-Przecież wyraźnie mówię! Zniknął, zapadł się pod ziemię, rozpłynął się w powietrzu... jakby się…
- Teleportował? – dokończył Kyungsoo. Pozostała dwójka spojrzała na niego lekko zdziwiona, gdyż wydawać by się mogło, że brunet wcale nie był tym zaskoczony… Podszedł do regału z książkami i sięgnął jedną z najwyżej położonych, grubą i pokrytą lekko kurzem książkę. Dokładniej mówiąc był to zlepek starych, pożółkniętych kartek, które zawierały różne rysunki i zapiski. Kyungsoo zrobił to dość dawno, gdy dowiedzieli się o sobie i zamieszkali razem. Zaczął zbierać w tym zapiski o rzekomych legendach opowiadanych na ich temat w świecie zwykłych śmiertelników.
- Według legend, które krążą pośród śmiertelników i wśród tych, które udało mi się nagromadzić do tej pory jest mowa o… - zaczął wertować papirusowymi stronami książki zapisanymi piórem. Zatrzymał się na stronie z narysowanym na jednej trzeciej strony znakiem… Dość specyficznym… Był to trójkąt, o idealnie równych bokach z wrysowanym, wirującym dookoła nieruchomego centrum, kołem. – O teleportującym się, który gdy pstryknie palcami może znaleźć się gdzie tylko zapragnie.
- Ty wierzysz w te legendy nieśmiertelników? - spytał Luhan, który nie wyglądał na zbyt przekonanego.
- Nie byłem do nich za bardzo przekonany, aczkolwiek dziś chyba dostaliśmy znak, że pora ruszyć głowami i zrobić coś, aby go teraz znaleźć...
- O ile Chen go nie zabił. - mruknął Luhan i zabrał się za czyszczenie swoich szklanych kul.

***
- Nie bądź śmieszny. Jak teleportacja może być przyczyną tego, co się aktualnie z Tobą dzieje? – szatyn wstał i zasłonił okno. Usiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w Jongina, który powoli wracał do sił.
- Może… źle… - zrobił lekką pauzę nabierając powietrza do płuc – może źle to powiedziałem… Tak naprawdę… Znalazłem go.
- Znalazłeś? – powtórzył. – Kogo?
- Nie wiem dokładnie, ale… To był jeden z nas.
Na te słowa Sehun ożywił się i wyprostował. Zbliżył się do Kaia i przyłożył mu rękę do czoła. Jednak chłopak ją odtrącił i uniósł się na łokciach.
- Nie mam gorączki. – warknął.- Znalazłem jednego z nas. Poraził mnie prądem, dlatego zacząłem.. pękać… - zmarszczył brwi. – tak mi się przynajmniej wydaje, że to jest przyczyna…
- Zaatakował Cię?! – przerwał mu przejęty Sehun.
- Nie, nie. Musiałem jakby… wejść mu w… jak to się nazywa? – spojrzał wyczekująco na przyjaciela.
- Ale że co?
- No to takie… pole…
- Elektromagnetyczne? – Sehun uśmiechnął się lekko rozbawiony. Jongin zawsze miał problemy z przypomnieniem sobie tego typu słów.

***
Starzec wstał gwałtownie od stołu i trzasnął pięścią w blat. Chłopak podskoczył wytrącony z zamyślenia. Spojrzał wyczekująco na siwego, brodatego mężczyznę i wyczekiwał jakiejkolwiek dalszej reakcji. On jednak tylko podszedł do szafki wiszącej nad biurkiem i wziął srebrną szkatułkę. Otworzył ją kluczykiem który miał założony na szyi i wyjął z niej kawałek papieru. Pergaminową, pożółkłą kartkę z wielkim rysunkiem na środku.
- Co to? – spytał dźwięcznym głosem chłopak.
- Nasz największy problem. – mruknął pod nosem i sięgnął po starą księgę leżącą na biurku. Sięgnął po długi metalowy pręcik przypominający grubą igłę z ostrym czubkiem i zaczął szeptać coś pod nosem…

***
- Właśnie tak! Musiałem w nie wejść… A poza tym… jemu chyba też się coś stało, bo go odrzuciło w tył…
- To dziwne… Hej.. Patrz.. Twoja rana! Znika! – Sehun radośnie wskazał na fragment odkrytego brzucha Jongina, który od razu podniósł się na dłonie i usiadł na łóżku. Odchylił głowę w tył, zamknął oczy i strzyknął ścięgnami w karku. Sehuna przeszedł dreszcz. Kai otworzył oczy i spojrzał na przyglądającego mu się przyjaciela. Uśmiechnął się do niego i przyciągnął do siebie.
- Hunnie, co powiesz na mały spacer? – zapytał.
- Chcesz iść ze mną na spacer? – Sehun był zaskoczony. Jongin nigdy z nim nigdzie nie… szedł. Brunet zachichotał i zbliżył się do ucha szatyna.
- Jeśli chcesz to nazywaj to chodzeniem… - odsunął się od niego i przygryzł dolną wargę.
- Nie będę się z Tobą teleportował. – odparł zdecydowanie i chciał odejść. Jongin jednak splótł ich dłonie tym samym zatrzymując zdziwionego chłopaka dłużej przy sobie. Sehun spojrzał na niego i poczuł jak serce zaczyna szybciej wybijać swój rytm. Domyślił się? Zorientował się, że dla niego to nie jest zabawą? Jongin uśmiechnął się tylko zadziornie i pstryknął tylko palcami drugiej dłoni. Nagle znaleźli się na pustej plaży. Niebo pochłaniały szare, burzowe chmury, a dookoła nie było nic. Pustka. Kai poczuł nieodpartą ochotę wrzucenia Sehuna do wody, jednakże jego uwagę przykuło coś innego. Niedaleko dostrzegł suchy fragment pnia drzewa i siedzącego na nim chłopaka.
- Spójrz! – rzucił i zaczął ciągnąć za sobą wciąż trzymanego za rękę Sehuna. Już byli blisko, coraz bliżej, kiedy nagle Kai syknął i zgiął się w pół. Puścił rękę przyjaciela i padł na kolana zanurzając jedną z dłoni w piasku.
- Jongin! – krzyknął przerażony Sehun i rzucił się do stóp ukochanego. – Kai… Co się dzieje?!
Chłopak jednak nie był w stanie mu odpowiedzieć. Ból, który przeszywał jego ciało był dla niego nie do zniesienia.
- Hej! – Sehun usłyszał gdzieś za sobą krzyk. Obejrzał się i zobaczył biegnącego do nich tajemniczego chłopaka, który wcześniej siedział na kłodzie. Jednak zignorował go i próbował porozumieć się z Jonginem.
- Kai… Co… - Hunnie czuł się zagubiony. Jongin cierpiał, a on nie miał nawet pojęcia co się dzieje. Nagle brunet wydał z siebie przeraźliwy krzyk spowodowany bólem i złapał się za policzek, na którym zaczęła się pojawiać rysa… Rysa ta była im obojgu dobrze znana. Nieznajomy podbiegł do nich i próbował złapać oddech.
- Co.. co się stało? – wydyszał w końcu.
- Nie wiem! – jęknął Sehun patrząc na tajemniczego chłopaka. Nagle trzymana przez niego ręka chłopaka wydała się mu jakoś dziwnie nienamacalna. Spojrzał pospiesznie w jej stronę i w tym momencie Jongin zniknął i pojawił się dwa metry od nich. Zaczął teleportować się z miejsca na miejsce w różne części plaży położone w ich pobliżu. Sehun wstał i zaczął śledzić go wzrokiem do czasu, aż nie zniknął.
- Nie! – krzyknął za nim. Zaczął panicznie rozglądać się dookoła. – Kai! – wrzasnął najgłośniej jak potrafił. Rozglądał się dookoła i puścił biegiem przed siebie. W końcu opadł na piasek i złapał się za głowę. Przygryzł wargę i wtedy przypomniało mu się o tamtym chłopaku. Wstał i dobiegł do niego. Złapał go za ramiona i spojrzał mu w oczy.
- Gdzie jesteśmy? – spytał.
- Na plaży w Sydney.
- Gdzie? – Sehun zwątpił, czy na pewno dobrze usłyszał.
- Plaża… W Sydney… Australia… - zaczął tamten.
- Ja… - zaczął szatyn rozglądając się wciąż z nadzieją, że Jongin wróci. – Ja muszę się dostać natychmiast do Korei… - jęknął.
- Przykro mi, nie jestem nim. Nie teleportuję Cię… - odparł tajemniczy chłopak. Sehun spojrzał w końcu na niego i przypomniała mu się chęć odnalezienia reszty, czego Kai ciągle próbował dokonać.
- Wiesz kim on był? – wyszeptał Sehun.
- Jest teleporterem, prawda? – nieznajomy uśmiechnął się lekko. – Ale co to było? I co działo się z jego twarzą?
- Właśnie tego nie wiem… Nie rozumiem tego. Podczas jednej z teleportacji Jongin doznał jakichś uszkodzeń… Kiedy wrócił wyglądał jak popękana porcelana… - szatyn mówiąc to spojrzał w niebo. – Idzie burza… A ja muszę wracać do domu…
- Burza to nie problem. Jongdae jestem. – odparł nieznajomy i przykucnął nad piaskiem. Sehun przyglądał mu się uważnie i temu, co on robi. Położył delikatnie otwartą dłoń na piasku, zmrużył oczy, a z dłoni zaczęły emanować napięcia prądu, podobne nieco do błyskawic pojawiających się na niebie.
- Jesteś jednym… - szepnął Sehun.
- Jest nas więcej. – przerwał mu z uśmiechem Jongdae. Wstał, a w tym czasie burza zaczęła się cofać. – Mów mi Chen.
- Sehun, Hunnie dla przyjaciół. A teleporter to Jongin… Muszę go znaleźć… Coś jest z nim nie tak… I muszę wrócić do Korei…
- Dlaczego myślisz, że będzie właśnie tam? – spytał Chen.
- Kiedy coś jest nie tak, lub gdy jest w tarapatach, zawsze wraca do domu… Być może teraz też tak jest. Dlatego muszę tam jak najszybciej wrócić.
- Najpierw musisz poznać resztę. – Chen poklepał go po ramieniu i ruszył przed siebie. Hunnie wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym pobiegł za nim.
- Resztę? – powtórzył. – Wiesz gdzie jest reszta? – Sehun niemal pisnął z podekscytowania.
- Tylko dwóch, reszty nadal nie znamy. Zaprowadzę Cię do nich, może Kyungsoo będzie wiedział co dzieje się Twojemu przyjacielowi.
- Obyś miał rację…

***
Nagle poczuł jak straszny ból znika, więc rozluźnił nieco mięśnie i otworzył oczy. Dopiero wtedy zorientował się, że spada. Jednakże zanim zdążył się teleportować uderzył z hukiem w drewniany dach, przez który przeleciał lądując w stercie siana. Ocknął się i wygrzebał na wierzch. Rozejrzał się i widząc, że jest w jakiejś szopie postanowił zbadać teren. Dlaczego przywiało go właśnie tutaj? I co to było? Niestety gdy spróbował wstać znów ogarnął go ból, jednak trochę mniejszy. Spojrzał na swoje ciało, które wciąż było pokryte licznymi pęknięciami i zadrapaniami. Opadł z powrotem na siano, gdyż nie był w stanie dłużej utrzymać się na nogach…
- Hunnie…  Gdzie jesteś… - jęknął i zamknął oczy. Wykończony nieustanną walką z bólem zasnął na stercie siana nie zwracając uwagi na nic.

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział Pierwszy.



Powiew jesiennego powietrza wtargnął do pokoju przez otwarte okno i owiał półnagie ciało szatyna śpiącego na łóżku, z kołdrą na podłodze. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Nie otwierając oczu sięgnął ręką po kołdrę i gdy już miał ją pochwycić ta wymknęła mu się z dłoni. Zmarszczył brwi i ukrył twarz w białej poduszce.
- Jongin… - jęknął. W odpowiedzi do jego uszu doszedł cichu chichot z drugiego końca pokoju. Już miał zamiar podnieść się i rzucić w towarzysza poduszką, ale analizując to, że brunet i tak zniknie zanim poduszka doleciałaby do miejsca, w którym stał, zrezygnował. Poczuł na plecach lekki podmuch. Wzdrygnął się i odwrócił. Jongin stał nad nim i dmuchał mu na plecy powstrzymując napad śmiechu.
- Witaj. – odparł prostując swoją idealną sylwetkę i roześmiał się. Rzucił w niego kołdrą zanim ten zdążył mu odpowiedzieć. Okrył go i usiadł na krześle po drugiej stronie pokoju. – Dawno się nie widzieliśmy. – uśmiechnął się zadziornie.
- Gdybyś ciągle nie znikał, widziałbyś mnie o wiele częściej… - mruknął pod nosem podnosząc się z łóżka.
- Co mówiłeś? – rzucił brunet oglądając dostrzeżone przez jego czekoladowe oczy nowe figurki, których nie było w sypialni gdy był tutaj ostatnim razem.
- Sophie mi je przywiozła z Włoch… - odpowiedział szatyn na nieme pytanie przyjaciela. Oparł się o drzwi pokoju i pokręcił głową. – gdybyś bywał częściej w domu, wiedziałbyś, że są też i figurki dla Ciebie…
Jongin pstryknął palcami i w mgnieniu oka pojawił się przed Sehunem. Dzieliły ich tylko centymetry. Brunet wpatrywał się w oczy przyjaciela, którego oddech zaczął przyspieszać. Uśmiechnął się zadziornie i oparł rękoma o drzwi. Szatyn miał ochotę przeniknąć przez dębowe wrota i zniknąć z zasięgu jego wzroku. Wzrok bruneta był hipnotyzujący, a zapach, który docierał do nozdrzy Sehuna podrażniał jego zmysły w przyjemny sposób. Przygryzł wargę i starał się opanować unoszącą się pod wpływem szybkiego oddechu klatkę piersiową. Kai wciąż uśmiechał się pod nosem wpatrując w zagubionego przyjaciela. Sehun zmrużył na moment oczy starając się uspokoić, a gdy je otworzył poczuł na swoich wargach coś ciepłego. Jongin wpił się w niego swoimi ustami łącząc się tym samym z szatynem w czułym pocałunku. Sehun poczuł jak jego serce na ułamek sekundy przestało bić, a krew w jego organizmie przestała na moment krążyć. Brunet oderwał się od niego i skrzyżował ręce na piersi z uśmiechem na ustach.
- Głodny jestem. – rzucił beznamiętnie i zniknął. – Ugotuj mi coś! – dało się słyszeć z kuchni. – Czekam w salonie!
Sehun jedną rękę położył w miejscu swojego serca, a drugą dotknął ust. Analizował w głowie dokładnie każdą minioną sekundę i próbował poukładać to w jedną całość.
- Jongin… On…– szeptał. - JUŻ IDĘ! – krzyknął w odpowiedzi przyjacielowi i zbierając się z podłogi pobiegł do kuchni. Wyjął z zamrażalki kurczaka i wziął się za przygotowywania posiłku. Wiedział doskonale, co przyjaciel lubi najbardziej. Postanowił więc ulubionym jedzeniem podziękować mu za niezwykły prezent powitalny. Kiedy był zajęty przyprawianiem rozmrożonego już kurczaka na jego głowie wylądował jego błękitny T-shirt.
- Tak Ci było spieszno do garów, że nawet o bluzce zapomniałeś? – usłyszał aksamitny głos Jongina, który stał oparty o framugę drzwi.
- I tak tego nie ubiorę, mam brudne ręce. – wskazał na upaćkane przyprawą i olejem dłonie. Brunet uśmiechnął się i gdy tylko znalazł się obok przyjaciela odwrócił go do siebie przodem. Zdjął mu koszulkę z głowy i oblizał usta.
- Chodź tutaj. – uśmiechnął się i przełożył Sehunowi bluzkę przez głowę. Wziął jego jedną rękę i przełożył ostrożnie przez rękawek, potem drugą. Ściągnął ją na dół muskając przy tym palcami o brzuch i plecy chłopaka. Szatyna przeszedł przyjemny dreszcz. Odwzajemnił uśmiech i wrócił do gotowania.
- Co robisz? – spytał Kai zaglądając mu przez ramię.
- Uciekaj! Niespodzianka. – Sehun wystawił język i zasłonił przygotowywane jedzenie. Brunet roześmiał się i teleportował się do salonu. To nic, że kuchnię i wspomniane pomieszczenie dzieliło zaledwie kilka kroków… Dla Jongina to było o kilka kroków za dużo… Sehun pokręcił głową i wrócił do gotowania.

***
Ta dwójka, Sehun i Jongin, należą do dwunastki naznaczonych. Jongin, nazywany przez przyjaciół Kaiem i Sehun. Obaj posiadają moc, którą muszą pielęgnować i dbać o nią. Muszą też być ostrożni, aby nie przesadzić. Groziła im za to największa kara. Musieliby wtedy zapłacić swoim życiem.
Dwunastka naznaczona przez starego mędrca, który zniknął bez znaku życia. Żyją w grupach, jednak żadna z nich nie wie, gdzie są pozostali. Każda z grup nie wie, też kto należy do tej samej rasy, co oni. Zabroniono im szukać reszty strasząc ich pozbawieniem mocy. Sehun poznał Kaia zanim jeszcze wiedzieli o swoich mocach. Szybko znaleźli wspólny język i zawiązali naprawdę silną więź przyjaźni.
W tym wszystkim był tylko jeden, mały problem… Sehun wiedział, że to nie powinno się nigdy zdarzyć, ale było już za późno. Kochał go. Pokochał go całym swoim sercem i gotów był oddać za niego życie. Ich przyjaźń przybierała z każdym dniem nieco inny kierunek, a uczucia władające umysłem młodszego panoszyły się i unosiły w powietrzu. Jednak Jongin nie był typem osoby, która potrafiła być przywiązana do jakiegoś miejsca, czy osoby na długo. Ciągle go nie było, znikał. Teleportował się. Tak, to jego moc. Może w mgnieniu oka pojawić się tam, gdzie chce. Sehun miał moc wiatru.
Obaj wiedzieli o istnieniu pozostałej dziesiątki, aczkolwiek żaden z nich nie wiedział jak oni wyglądają, w jakim są wieku i gdzie się znajdują. Słyszeli tylko z legend poruszanych przez zwykłych śmiertelników różne pogłoski, ale nigdy nie brali ich na poważnie. Słyszeli też o tym, jakimi mocami mogą być obdarzeni pozostali. Śmiertelnicy byli dziwni. Niektórzy brali to na poważnie i przestrzegali innych opowiadając historyjki o tym, że nie wiadomo, czy na pewno wszyscy obdarzeni są po stronie światła. Kiedyś Sehuna zastanawiał fakt, czy to prawda. Czy może być prawdą to, że oni naprawdę mogą wybrać między ciemnością, a światłem. Dla niego było to oczywiste. Zawsze i wszędzie wybrałby światło.
Jongin teleportował się w różne miejsca na świecie i bezskutecznie szukał pozostałej dziesiątki. Był pewien, że gdy wszyscy się spotkają, to będą mogli odnaleźć drzewo życia, które dawało im moc, życie i spełniało ich pragnienia. Tak bardzo chciał je odnaleźć. Niestety nigdy nie wyjawił Sehunowi z jakiej przyczyny tak bardzo mu na tym zależy. Wiele razy próbował to z niego wyciągnąć… Jednak zawsze kończyło się tym samym…


***
Włożył doprawionego kurczaka w warzywach do piekarnika i miał zając się winem, które planował otworzyć. Jednak jego idealny spokój przerwał huk i dźwięk tłuczonego się szkła na korytarzu.
- Jongin? – rzucił przewracając oczami. – Co rozwaliłeś tym razem? – czekał na odpowiedź, ale jej nie otrzymał. Lekko podenerwowany ruszył w kierunku drzwi kuchennych i kiedy już był blisko dojrzał fragment ręki swojego przyjaciela. – Kai?! – krzyknął i pobiegł do korytarza. Brunet leżał nieprzytomny na dywanie. Sehun znieruchomiał. Poczuł się tak, jakby jego serce przebiegło 10 km. Rzucił się na kolana i delikatnie podniósł głowę Jongina i położył ją sobie na kolanach. Gdy na niego spojrzał, jego oczy zaszkliły się. Drżącą dłonią przesunął delikatnie po policzku ukochanego. Na całą jego długość rozciągała się rysa. Rysa ta wyglądała jak ślad na porcelanowej filiżance, która zaczęła pękać. Brunet miał takich rys kilka. Na przedramieniu, na szyi. Sehun był sparaliżowany. Co miał zrobić? Bał się, że gdy zacznie go podnosić to Kai zacznie sypać się w drobny mak. Zagryzł wargę. Łykając słone łzy starał się być silny, by nie pokazać przyjacielowi tego, jak wielki strach go ogarnął.
Brunet otworzył powoli oczy i spojrzał ospale na przyjaciela, który już prawie nie panował nad emocjami. Drżał, a jego oczy wędrowały po całym ciele leżącego na podłodze chłopaka.
- Po.. – Kai próbował za wszelką cenę coś powiedzieć. Sprawiało mu to znaczną trudność… Jedna z łez szatyna spłynęła po jego policzku i spadła na dolną wargę Jongina. Chłopak oblizał usta, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. – Po-pocałuj mnie… - wyszeptał. Sehun jeszcze przez chwilę zastanawiał się czy dobrze słyszał. Pochylił się w końcu nad przyjacielem i musnął delikatnie jego usta. Chciał to przerwać i zająć się chorym, jednak brunet uniósł zdrową rękę kładąc ją na karku szatyna i przyciągnął go z powrotem do siebie. Wpił się w jego usta i tym samym poczuł się lepiej.
Oderwali się od siebie obaj szybko oddychając. Sehun wpatrywał się w Kaia i nie mógł tego wszystkiego pojąć. Czy rozsypanie się w drobny mak jest w ogóle możliwe? Przecież mimo mocy, Jongin wciąż był człowiekiem… Ludzie nie rozsypują się jak potłuczona porcelana…
- Pomóż mi wstać… - wymruczał brunet i wyciągnął do młodszego rękę. Sehun opiekuńczo objął przyjaciela i uniósł go w górę. Jongin ledwo stał na nogach, ale bohatersko zaczął człapać się w stronę schodów. Sehun przewrócił oczami i bez dłuższego zastanawiania się wziął przyjaciela na ręce. Nie zważając na protesty wniósł go na górę i zaniósł do sypialni. Położył go delikatnie na łóżku i okrył kołdrą.
- Co to było? – spytał widząc, że szrama na policzku chłopaka powoli zanika.  Kai wciąż oddychał szybciej z grymasem bólu na twarzy. – Boli Cię coś? – zapytał zatroskany. Jongin przytaknął i podwinął bluzkę. Kiedy Sehun ujrzał idealną do tej pory klatę przyjaciela zaniemówił. Przez klatę bruneta ciągnęło się duże pęknięcie. Sehun zasłonił sobie usta dłonią i spojrzał z żalem na przyjaciela.
- Co? – spytał niczego nie świadomy Kai. – No co jest?! – uniósł głos wciąż nie dostając odpowiedzi.
- Ty… - zaczął młodszy. – Jak to mam nazwać? – jęknął bardziej do siebie. – Ty… pękasz…
- Wiem. – mruknął beznamiętnie. – Bardzo źle to wygląda? – spytał z nadzieją, że Sehun zaprzeczy. Przeliczył się.
- Trochę… Co.. Co to było? – Jongin wziął głębszy oddech, co sprawiło mu ból. Wiedział, że prawda i tak jest gorsza. – Wiesz co to było? Wiesz co jest przyczyną? – pytał Sehun. – No odpowiedz mi wreszcie! – warknął z wyrzutem.
- Teleportacja...


***
Chłopak upadł odrzucony przez siłę natężenia.
- Jongdae! – krzyknął blondyn i podbiegł do przyjaciela. – Nic Ci nie jest? Co się stało?
- Nie mam pojęcia… Coś jakby.. Wpadło w moje pole elektryczne… Chyba w to uderzyłem.
- Jak… uderzyłeś? – blondyn nie bardzo mógł pojąć o czym mówi jego przyjaciel.
- Kiedy ćwiczyłem moc, coś wpadło w moje pole i to… coś… poraziłem… I po chwili to zniknęło. Nie wiem co to było, ale… - chłopakowi głos ugrzązł w gardle. Spuścił wzrok i zmarszczył czoło. Poprawił okulary na nosie i wpatrywał się w podłogę.
- Ale co? – ponaglał. – Co to było?
- To wyglądało jak człowiek…

sobota, 23 lutego 2013

Prolog.

Dopiero kiedy jesteśmy bliscy zakończenia naszej egzystencji zaczynamy doceniać czym jest życie. Dostrzegamy wtedy choćby najdrobniejsze szczegóły naszej jakże dotychczas zwykłej, szarej i nudnej codzienności. Każdy poranek staje się niezwykłym, promiennym... Każdy wieczór jest w naszych oczach jednym z najlepszych wieczorów... Osoba, która całe życie była przy Tobie i trzymała Cię za rękę w taki  sposób, abyś tego nie widział, nagle staje się dla Ciebie kimś wyjątkowym... Osobą istniejącą tylko dla Ciebie... Zaczynasz chłonąć łapczywie jej oddech, zapamiętywać i zapisywać głęboko w głowie wygląd jej uśmiechu, blask oczu i dźwięk głosu, który odbija się w Twoich uszach echem jeszcze długo po zakończeniu rozmowy... W ułamku sekundy, gdy dowiadujesz się, że możesz wszystko stracić, to nagle dostrzegasz sens tego, by przystanąć, zwolnić, cieszyć się chwilą i nagle to wszystko staje się Twoim powietrzem. I tak bardzo nie chcesz tego stracić...