niedziela, 12 maja 2013

Rozdział Trzeci.



      Podniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Przez dziurę w dachu, którą zrobił wpadając do środka wpadały promienie słońca, jednak były one drobne, gdyż samo słońce przysłaniały chmury. Jongin spróbował wstać, jednak ból przeszywający jego prawy bok uniemożliwił mu jakiekolwiek ruchy. Wściekły opadł z powrotem na siano i wpatrywał się w widoczny przez dziurę fragment nieba. Było takie spokojne, jakby uśpione.. Nagle usłyszał trzask i skrzypienie otwieranej stodoły. Uniósł się ponownie na łokciach i począł nerwowo szukać wzrokiem osoby, która je otworzyła. „Pusto?” pomyślał. Zdziwiony spojrzał przed siebie…
- Jezu! – krzyknął podskakując. – Ale mnie wystraszyłeś… - mruknął do bruneta, który kucał na belce łączącej jeden filar podtrzymujący dach, z drugim. Chłopak zaczął mu się uważnie przyglądać. Podszedł do niego i trącił go nogą w ramię na co Kai zareagował niekontrolowanym syknięciem.
- Boli? – spytał w końcu obcy i przykucnął obok niego. Jongin przytaknął i przyglądając mu się z bliska dojrzał coś niesamowitego. Chłopak miał wisiorek, wisiorek w kształcie klepsydry. Chciał to jakoś skomentować, jednak brunet rozproszył go łapiąc go za podbródek i obracając jego twarz. Zaczął oglądać dokładnie jego lewy policzek. – To Cię tak boli? – ponownie zadał pytanie zawierające słowo ból. Jongin miał go serdecznie dosyć, gdyż czuł, jak przeszywa on całe jego ciało. Nie chciał dodatkowo o nim rozmawiać. Jednak przytaknął czekając na rozwój rozmowy, na co liczył.
- Wiesz co to jest? – kontynuował nieznajomy. Kai pokręcił głową wpatrując się w bruneta, który wyglądał nieco inaczej. Wyglądał trochę jak zbuntowany nastolatek. Chłopak wstał na równe nogi i się uśmiechnął. – Trzeba Cię przenieść do domu, nie możesz tak tu przecież cały czas leżeć. Dasz radę wstać?
- Nie wiem, ciężko stwierdzić.. – spróbował, ale bez skutku. Brunet wyciągnął do niego dłoń.
- Tao jestem. – dodał z uśmiechem i dźwignął go do góry.
- Jongin, cieszę się, że Cię znalazłem. – mimo bólu uśmiechnął się blado i z pomocą Tao zszedł z siana i ruszył ku wyjściu…

*

      Chen przyprowadził Sehuna przed duży, kamienny dom. Wyglądał jak z jakiegoś horroru, dookoła było ponuro, pusto, wszędzie były usychające drzewa, ziemia była wysuszona, a sam budynek był w kilku miejscach porośnięty bluszczem. Jongdae uśmiechnął się delikatnie do rozglądającego się Sehuna. Otworzył drzwi i wprowadził go do środka, od razu kierując swoje kroki do podziemi, gdzie po chwili oczom Hunniego ukazała się dwójka pozostałych.
- Chłopaki, popatrzcie, kogo przyprowadziłem. – rzucił Chen, na co obaj odwrócili się na dźwięk jego głosu. – To Sehun, jest z Korei i potrzebuje naszej pomocy.
Jeden z nich miał ciemne, czarne włosy, duże oczy i specyficzny wyraz twarzy, ale był przystojnym i ciepłym człowiekiem. Sehun od razu to wyłapał, miał nosa do takich spraw. Uśmiechnął się do niego i skierował swój wzrok na drugiego z nich. I wtedy doznał szoku. Stojący obok bruneta blondyn, przykuł całą jego uwagę. Miał anielską twarz, zadbane włosy, był mniej więcej jego wzrostu, a jego oczy były jak bezdenna głębia, w której chłopka zatonął od razu. Nie mając pojęcia jak ma wypłynąć na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza. Zdawać by się mogło, że blondyn również zwrócił na niego uwagę. Przyglądał mu się badawczo, zatrzymywał wzrok na różnych częściach jego garderoby. To spojrzał na buty, to na bluzkę… Aż w końcu utkwił w oczach Hunniego i uśmiechnął się delikatnie. Nigdy jeszcze w swoim marnym istnieniu Sehun nie poznał tego uczucia. Wpatrywał się w nowo poznaną anielską istotę i całkowicie przestał myśleć o całym Bożym świecie.
- To D.O, a to Luhan. – Chen wyrwał go z kłębiących się w jego głowie myśli. – Myślę, że w trójkę uda nam się odnaleźć Kaia. – uśmiechnął się i gestem ręki zaprosił Hunniego do środka. Kyungsoo od razu zainteresował się nowym.. bratem. Podszedł do niego i zaczął mu się przyglądać.
- Miło Cię poznać. Cieszę się, że Chen znalazł jednego z nas. Im nas więcej, tym lepiej. – uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko chłopaka.
- Ale to on znalazł nas. – poprawił go Jongdae. D.O spojrzał na niego zdziwiony, po czym zawiesił wzrok na nowym. – Teleportował się razem z przyjacielem… I właśnie chodzi o to, że…
- Masz moc teleportacji? – Kyungsoo chyba przestał słuchać przyjaciela zatrzymując myśli przy słowie tak bardzo go intrygującym. Do tej pory wiele słyszał o chłopaku, który miał tą moc i bardzo interesowało go, która z wersji śmiertelników jest prawdziwa.
- Nie on. Kyungsoo, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? – Chen złapał go za ramię, na co chłopak ocknął się i spojrzał na niego. – Jego przyjaciel się transportuje… - zrobił chwile pauzy, jakby układał w głowie to, co ma teraz powiedzieć. – I właśnie on potrzebuje naszej pomocy..
Wyglądało na to, że D.O naprawdę zainteresował ten fakt, tak samo Luhana. Obaj zwrócili swój wzrok w stronę mówiącego Jongdae i słuchali uważnie.
- Sehun mówi, że Kai zaczął… pękać. I wydaje mi się – zaczął - że to moja wina… - dodał po chwili. – Musiałem go porazić wtedy, gdy pojawił się w moim polu… Nie wiem jak to zrobił, ale po prostu był…
- Jongin was szukał. Was wszystkich. – oznajmił Sehun. – Uparł się, że znajdzie całą dziesiątkę i wtedy… No i tego nigdy mi nie powiedział.
- Szukał? – zdziwił się Luhan. – A wiedział gdzie?
- Nie, po prostu… - w tym momencie Hunnie zaśmiał się pod nosem. Co wprawiło resztę w jeszcze większe zaskoczenie. – Mógłbym nawet rzec, że miał na tym punkcie obsesje. W jego pokoju było pełno map, zdjęć… Kolekcjonował je ze wszystkich miejsc, które już sprawdził… Dlatego… - Sehun spuścił wzrok i umiejscowił go na czubkach butów Luhana. – Dlatego spędzaliśmy naprawdę mało czasu razem… Strasznie się o niego martwię. Mam nadzieję, że sobie poradził…
- Poradził z czym? – Kyungsoo spytał marszcząc w zamyśleniu brwi. – W sumie dlaczego tu go z Tobą nie ma?
- Spotkaliśmy Chena na plaży… I gdy Kai już do niego biegł ciągnąc mnie z sobą, nagle zgiął się w pół i zaczął krzyczeć… A po chwili znów pojawiły się te pęknięcia… Potem zaczął znikać i pojawiać się w różnych miejscach na plaży, aż całkiem zniknął… Nie rozumiem, co się z nim dzieje.
- To wina burzy? – szepnął zmartwiony Chen.
- Nie, to nie możliwe, aby Twoja burza, czy moc miała z tym coś wspólnego. Owszem, może i za pierwszym razem tak, ale teraz przecież nic się nie stało…
- Więc co to może być? – Luhan zaczął chodzić nerwowo po pokoju. I rozglądać się dookoła. – Kyungsoo, a nie będzie czegoś w Twoich notatkach?
- Też o tym myślałem, ale nie przypominam sobie… W każdym bądź razie zrobimy tak… - spojrzał na zakłopotanego Sehuna, który nerwowo spoglądał raz na niego, a raz na Luhana, który również patrzył w jego stronę. – Dobra, zdecydowane. Chen – zwrócił się do zamyślonego bruneta. – Ty zostaniesz ze mną, a Luhan poleci z Sehunem do Korei poszukać Kaia.
Na te słowa wspomniana trójka spojrzała po sobie wymieniając znaczące spojrzenia. Sehun uśmiechnął się lekko do Luhana, który odwzajemnił to i zaczął pakować swoje rzeczy do torby, którą sobie przyciągnął z drugiego końca pomieszczenia.

*

         - Wszystko jest gotowe. – rzucił Chen. – Tutaj macie bilety – podał im kopertę. – Sehun – zwrócił się do młodszego – to Twój nowy paszport. Inaczej przecież Cię nie puszczą, no nie? – uśmiechnął się blado.
- Dajcie znać, jak będziecie na miejscu. – wtrącił się D.O – my spróbujemy się czegoś dowiedzieć i przylecimy do was najszybciej, jak się da.
- Tylko nie zapomnij wszystkich potrzebnych rzeczy. – skarcił go Luhan. Doskonale wie, o czym mówi. Kyungsoo zdarza się być zapominalskim i to w najmniej oczekiwanych momentach.
- Już ja go przypilnuję. – zaśmiał się Chen. – Dobra, dobra. Żarty żartami. Idźcie, bo musicie przejść przez odprawę, a czasu coraz mniej.
- Powodzenia! – rzucił Kyungsoo i im pomachał. Lekko speszona swoją obecnością dwójka odmachała przyjaciołom i ruszyła w kierunku odprawy. Nie trwało długo to, aby się oswoili ze swoją obecnością. Wydawali się sobie bliscy, a rozmowy ich należały raczej do tych lżejszych i swobodnych. Sehun czuł się naprawdę bardzo dobrze. Czuł się słuchany i przede wszystkim czuł, że jego rozmówca doskonale odbiera każde jego słowo i że robiłby to nadal nawet wtedy, gdy Hunnie przestałby mówić.
Kiedy dolecieli na miejsce pospiesznie udali się do domu Sehuna, który niestety… Był pusty. Rozgościli się i zaczęły się poszukiwania. Luhan pomagał Sehunowi szukać bruneta po całym Seulu i jego okolicy. Niestety wszystkie ich starania okazały się znikome, gdyż nigdzie zaginionego Jongina nie ma…
Sehun opadł bezwładnie na kanapę i westchnął ciężko. Ukrył twarz w dłoniach, po czym przeciągnął się i opierając się plecami o oparcie kanapy odchylił głowę w tył i zamknął oczy.
- Jongin-ah… Gdzie Ty jesteś? – szepnął sam do siebie.
- Lecą! – krzyknął Luhan, który pospiesznie wbiegł do salonu. Zmierzył nierozgarniętego, lekko podłamanego Sehuna wzrokiem i automatycznie na jego widok się uśmiechnął.
- Co mówiłeś? – Hunnie ożywił się nieco na słowa blondyna.
- Mówiłem, że lecą. Kyungsoo i Jongdae powinni być jutro o tej porze w Seulu. Mówią, że nie są w stanie ustalić już nic więcej i że nie uzbierają już żadnej nowej informacji.
- Cóż, trudno.. – opadł z powrotem na oparcie. - Ale wsparcie się przyda. Dobrze, że już jadą.
Luhan przysiadł się obok Sehuna na kanapie i przez chwilę patrzył na trwającego w swoich rozmyślaniach młodszego przyjaciela.
- O czym myślisz? – spytał cicho.
- O Kaiu. – odparł Sehun otwierając oczy. – Szukamy go już cztery dni… - spojrzał na siedzącego przy nim Luhana. – Nigdzie go nie ma… A co, jeżeli coś mu się stało? Co jeśli…
- Shh…. – Luhan przerwał mu, otoczył go ramieniem i przyciągnął do siebie. – Nie możesz tak myśleć. – Przytulił go mocniej do siebie i oparł policzek na czubku jego głowy wciągając zapach szamponu młodszego. – Jongin jest dla Ciebie kimś ważnym, prawda? – spytał po chwili. Sehun podniósł się i usiadł prostując plecy.
- Tak. Jest najbliższą mi osobą, jedyną, którą znam tak dobrze… Nie mam nikogo bliskiego, on jest jedyny… Znamy się tyle lat, że wątpię, by ktoś znał go lepiej, niż ja…
- Rozumiem… - szepnął Luhan i również się wyprostował. Odkaszlnął i chciał wstać, jednak Sehun złapał go za rękę przytrzymując przy sobie.
- Ale… - spojrzał mu w oczy. – Teraz mam was… Już nie jesteśmy z tym sami. Mam Chena, Kyungsoo.. I… mam Ciebie… - dodał szeptem i uśmiechnął się delikatnie. – Dziękuję. – Luhan odwzajemnił jego uśmiech i pogładził go po ramieniu.
- Zrobię Ci herbaty, chcesz? – spytał i wstał czekając na odpowiedź. Hunnie przytaknął radośnie i również wstał.-
- Pomogę Ci. W ogóle… zgłodniałem, zjedzmy coś. – zaproponował młodszy i udali się razem do kuchni.

*

        Blondyn chodził w tę i z powrotem rozglądając się po tłumie ludzi. Był bardzo niecierpliwą osobą i chciał mieć wszystko na już. Kiedy wreszcie dostrzegł Chena i Kyungsoo wyłaniających się z tłumu klasnął w dłonie, pociągnął z sobą Sehuna i pognał w ich stronę.
- No nareszcie! – jęknął. – Korzonki myślałem, że tu zapuszczę…
- Hyung.. – wtrącił się Sehun. – To akurat Twoja wina, że chciałeś przyjechać tutaj prawie godzinę przed przylotem samolotu…
Chen i D.O spojrzeli po sobie, a potem popatrzyli na zbulwersowaną minę Luhana, który zgromił młodszego spojrzeniem. Wszyscy wybuchli śmiechem skupiając na sobie uwagę kilku przechodniów.
- Dobra, nie ma czasu na żarty. Trzeba znaleźć Kaia… - upomniał ich D.O i cała czwórka ruszyła w stronę samochodu.
W domu zajęli się obmyślaniem strategii i sposobu, w jaki mogliby ewentualnie odnaleźć Kaia. Szło im to opornie, gdyż każda kolejna niby to genialna myśl okazywała się beznadziejna, albo po prostu niemożliwa do wykonania. Nagle usłyszeli trzask dochodzący od strony drzwi tarasu. Sehun poderwał się na równe nogi i pobiegł pierwszy. Wbiegł do salonu i zatrzymał się gwałtownie na środku, przez co Luhan biegnący za nim uderzył w niego nie spodziewając się hamowania. Ich oczom ukazała się postać tajemniczego, mrocznego bruneta, o którego opierał się wykończony, obolały Jongin.
- Jongin-ah! – jęknął Sehun i podbiegł do wycieńczonego bruneta, który słaniał się na nogach. Złapał go i pozwolił mu się na sobie wesprzeć. Odgarnął mu kosmyk włosów z głowy i pomógł usiąść na kanapie, do której z trudem udało im się dojść. – Wróciłeś… - wyszeptał Hunnie gładząc nieprzytomnego już bruneta.
Kyungsoo i Chen wbiegli do salonu i stanęli obok przyglądającego się tej scenie Luhana. D.O spojrzał w stronę przybyszów i dostrzegł wśród zamieszania siedzącego przy Sehunie na kanapie bruneta. Bacznie mu się przyglądał studiując każdy detal jego twarzy. Ciemniejszą skórę, kąciki ust układające się w grymasie, zaspane, lekko przymrużone czekoladowo-brązowe oczy, które wydawały się być wycieńczone… Tak jak ciało ich właściciela… Włosy opadające niesfornie na jego skroń i… pęknięcia. Pęknięcia, które widniały na różnych częściach jego ciała. Zarysowania na policzkach i kapiącą na podłogę krew, która w nielicznych miejscach wydobywała się z niektórych zadrapań i ran. Kyungsoo oprzytomniał nieco i zrobił w jego stronę krok do przodu, ale zatrzymał się gwałtownie przypominając sobie, że przecież jest przy nim Sehun.
- Jest wykończony. – usłyszał gdzieś nad sobą i od razu spojrzał w stronę kolejnego melodyjnego głosu. Jego oczom ukazała się sylwetka młodego bruneta, który nieco przerażał go swoim mrocznym wyglądem. Ale... w końcu to on przyprowadził tutaj Kaia. Więc jeśli jego Kai z nim przyszedł to mógł uznać, że można mu zaufać.
- Co się stało? – spytał Sehun i ostrożnie wysunął się spod ciała śpiącego Jongina i ułożył jego głowę delikatnie na poduszkach. Okrył go kocem i ponaglił resztę, aby wszyscy wyszli z salonu i udali się do kuchni, by nie przeszkadzał mu w śnie. Kiedy cała piątka znalazła się w kuchni, Hunnie zamknął po cichu drzwi i wszedł w głąb pomieszczenia. Usiadł obok Luhana i zmierzył obcego pełnym ciekawości spojrzeniem. Postanowił ponowić pytanie.
- Lecąc tutaj, w drodze z lotniska miał kolejny… - tajemniczy brunet zrobił efektowną pauzę zastanawiając się czy jest odpowiednie słowo na to, co dział się z Jonginem. – atak…
- Czyli on wiem.. – szepnął Chen.
- Jesteś jednym z nas? – spytał Luhan i oderwał w końcu wzrok od młodszego chłopaka siedzącego obok.
- Hm… tak, jakkolwiek to nazywacie. – odparł i uśmiechnął się blado. – Tao jestem, zatrzymuję czas.
- Ja jestem Chen, władam elektrycznością. To Luhan i jego telekineza, D.O i jego siła i Sehun, władca wiatru… No to jest nas już piątka. – dodał po chwili blado się uśmiechając, na co zareagował Kyungsoo.
- Szóstka. – poprawił go. – Jeszcze Jongin. – od zobaczenia pierwszy raz Kaia nie odezwał się ani przez moment. Wiele razy wyobrażał sobie swoje spotkanie z teleporterem. Tyle razy mówił sobie, że od razu będzie musiał się o nim wszystkiego dowiedzieć, zrozumieć i odkryć, która z legend o nim była tą właściwą i czy takowa w ogóle istniała…

*

         Las ogarniały pierwsze promienie słoneczne, które uparcie przebijały się przez gęste korony drzew. Ten dzień był dla niego taki, jak każdy inny. Po prostu tym razem pogoda była trochę lepsza niż do tej pory. Przeciągnął się, podniósł z łóżka i podszedł do okna. Jego dom mieścił się w samym sercu lasu.
Był uważany za dziwaka, szaleńca. Jednak ludzie zamieszkujący tę okolicę nie zamierzali go stamtąd wypędzać. Dlaczego? Otóż… okolica ta, była miejscem na mapie, o którym, jak niektórzy mówili, Bóg zapomniał. Były nieustanne, niewyjaśnione morderstwa, o które był z początku posądzany. Pożary, w których ginęli niewinni ludzie… W lesie często gubiły się dzieci, nawet dorośli. On był światłem w ciemną noc, ostatnią deską ratunku. Pojawiał się nie wiadomo skąd i wybawiał z opresji. Znał ten las jak własną kieszeń i zawsze służył pomocą. Dlatego właśnie ludzie zaczęli go traktować jako kogoś na wzór… miejscowego bohatera. Kogoś, kogo nie muszą się bać i na kogo pomocną dłoń zawsze mogą liczyć.

*

       Starzec podniósł się gwałtownie z miejsca i wyszedł na ganek, gdzie siedział młodzieniec i czytał kolejne karty księgi magii. Kątem oka zerknął na swojego siwego opiekuna, ale czytał dalej. Mędrzec trzasnął pięścią w blat, na co chłopak tylko spokojnie uniósł wzrok znad księgi.
- Bierz się do pracy. – mruknął staruszek. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Wiesz doskonale, że przed Tobą ważne zadanie. Rozumiesz ogrom i powagę sytuacji? – chłopak tylko przytaknął i wrócił do księgi studiując kolejne strony. Mędrzec oparł się na swojej lasce i spojrzał na słońce zachodzące na horyzoncie. – Przy następnej pełni będziemy gotowi… - szepnął sam do siebie. Chłopak słysząc doskonale, co starszy człowiek mruknął, uśmiechnął się pod nosem i jednym ruchem dłoni zapalił świeczki, które pod wpływem podmuchu wiatru zgasły…

sobota, 11 maja 2013

Zapowiedź.



Witam wszystkich,
niedługo powinien pojawić się nowy rozdział.
Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. ;)
Tylko powiedzcie... kto na niego czeka? ;>
Taka mała zapowiedź.... ;*


" Podniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Przez dziurę w dachu, którą zrobił wpadając do środka wpadały promienie słońca, jednak były one drobne, gdyż samo słońce przysłaniały chmury."