- D.O, myślisz, że to możliwe? – spytał przystojnego bruneta
o dużych oczach, który właśnie wszedł do pomieszczenia, w którym byli.
- Ale co? – spytał zdezorientowany gość. Blondyn podniósł
Jongdae i podbiegł do przybyłego.
- Chen uważa, że właśnie poraził jakiegoś człowieka prądem…
- na te słowa D.O spojrzał w stronę otrzepującego się z kurzu chłopaka.
- Jesteś pewien, że to był człowiek? – spytał. – Jak wyglądał?
- Nie wiem, miał ciemne włosy i kiedy zniknął został po nim taki
jakby czarny pył..
-On... zniknął? Jesteś pewny, że mówimy o człowieku? Żaden
śmiertelnik nie byłby w stanie przeżyć porażenia prądem o takiej sile... –
Luhan zaczął zastanawiać się nad wypowiedzią przyjaciela.
-Przecież wyraźnie mówię! Zniknął, zapadł się pod ziemię,
rozpłynął się w powietrzu... jakby się…
- Teleportował? – dokończył Kyungsoo. Pozostała dwójka spojrzała
na niego lekko zdziwiona, gdyż wydawać by się mogło, że brunet wcale nie był
tym zaskoczony… Podszedł do regału z książkami i sięgnął jedną z najwyżej
położonych, grubą i pokrytą lekko kurzem książkę. Dokładniej mówiąc był to
zlepek starych, pożółkniętych kartek, które zawierały różne rysunki i zapiski.
Kyungsoo zrobił to dość dawno, gdy dowiedzieli się o sobie i zamieszkali razem.
Zaczął zbierać w tym zapiski o rzekomych legendach opowiadanych na ich temat w
świecie zwykłych śmiertelników.
- Według legend, które krążą pośród śmiertelników i wśród
tych, które udało mi się nagromadzić do tej pory jest mowa o… - zaczął wertować
papirusowymi stronami książki zapisanymi piórem. Zatrzymał się na stronie z
narysowanym na jednej trzeciej strony znakiem… Dość specyficznym… Był to
trójkąt, o idealnie równych bokach z wrysowanym, wirującym dookoła nieruchomego
centrum, kołem. – O teleportującym się, który gdy pstryknie palcami może
znaleźć się gdzie tylko zapragnie.
- Ty wierzysz w te legendy nieśmiertelników? - spytał Luhan,
który nie wyglądał na zbyt przekonanego.
- Nie byłem do nich za bardzo przekonany, aczkolwiek dziś
chyba dostaliśmy znak, że pora ruszyć głowami i zrobić coś, aby go teraz
znaleźć...
- O ile Chen go nie zabił. - mruknął Luhan i zabrał się za
czyszczenie swoich szklanych kul.
***
- Nie bądź śmieszny. Jak teleportacja może być przyczyną
tego, co się aktualnie z Tobą dzieje? – szatyn wstał i zasłonił okno. Usiadł na
brzegu łóżka i wpatrywał się w Jongina, który powoli wracał do sił.
- Może… źle… - zrobił lekką pauzę nabierając powietrza do
płuc – może źle to powiedziałem… Tak naprawdę… Znalazłem go.
- Znalazłeś? – powtórzył. – Kogo?
- Nie wiem dokładnie, ale… To był jeden z nas.
Na te słowa Sehun ożywił się i wyprostował. Zbliżył się do
Kaia i przyłożył mu rękę do czoła. Jednak chłopak ją odtrącił i uniósł się na
łokciach.
- Nie mam gorączki. – warknął.- Znalazłem jednego z nas. Poraził
mnie prądem, dlatego zacząłem.. pękać… - zmarszczył brwi. – tak mi się
przynajmniej wydaje, że to jest przyczyna…
- Zaatakował Cię?! – przerwał mu przejęty Sehun.
- Nie, nie. Musiałem jakby… wejść mu w… jak to się nazywa? –
spojrzał wyczekująco na przyjaciela.
- Ale że co?
- No to takie… pole…
- Elektromagnetyczne? – Sehun uśmiechnął się lekko
rozbawiony. Jongin zawsze miał problemy z przypomnieniem sobie tego typu słów.
***
Starzec wstał gwałtownie od stołu i trzasnął pięścią w blat.
Chłopak podskoczył wytrącony z zamyślenia. Spojrzał wyczekująco na siwego,
brodatego mężczyznę i wyczekiwał jakiejkolwiek dalszej reakcji. On jednak tylko
podszedł do szafki wiszącej nad biurkiem i wziął srebrną szkatułkę. Otworzył ją
kluczykiem który miał założony na szyi i wyjął z niej kawałek papieru.
Pergaminową, pożółkłą kartkę z wielkim rysunkiem na środku.
- Co to? – spytał dźwięcznym głosem chłopak.
- Nasz największy problem. – mruknął pod nosem i sięgnął po
starą księgę leżącą na biurku. Sięgnął po długi metalowy pręcik przypominający
grubą igłę z ostrym czubkiem i zaczął szeptać coś pod nosem…
***
- Właśnie tak! Musiałem w nie wejść… A poza tym… jemu chyba
też się coś stało, bo go odrzuciło w tył…
- To dziwne… Hej.. Patrz.. Twoja rana! Znika! – Sehun
radośnie wskazał na fragment odkrytego brzucha Jongina, który od razu podniósł
się na dłonie i usiadł na łóżku. Odchylił głowę w tył, zamknął oczy i strzyknął
ścięgnami w karku. Sehuna przeszedł dreszcz. Kai otworzył oczy i spojrzał na
przyglądającego mu się przyjaciela. Uśmiechnął się do niego i przyciągnął do
siebie.
- Hunnie, co powiesz na mały spacer? – zapytał.
- Chcesz iść ze mną na spacer? – Sehun był zaskoczony.
Jongin nigdy z nim nigdzie nie… szedł. Brunet zachichotał i zbliżył się do ucha
szatyna.
- Jeśli chcesz to nazywaj to chodzeniem… - odsunął się od
niego i przygryzł dolną wargę.
- Nie będę się z Tobą teleportował. – odparł zdecydowanie i
chciał odejść. Jongin jednak splótł ich dłonie tym samym zatrzymując
zdziwionego chłopaka dłużej przy sobie. Sehun spojrzał na niego i poczuł jak
serce zaczyna szybciej wybijać swój rytm. Domyślił się? Zorientował się, że dla
niego to nie jest zabawą? Jongin uśmiechnął się tylko zadziornie i pstryknął
tylko palcami drugiej dłoni. Nagle znaleźli się na pustej plaży. Niebo
pochłaniały szare, burzowe chmury, a dookoła nie było nic. Pustka. Kai poczuł
nieodpartą ochotę wrzucenia Sehuna do wody, jednakże jego uwagę przykuło coś
innego. Niedaleko dostrzegł suchy fragment pnia drzewa i siedzącego na nim
chłopaka.
- Spójrz! – rzucił i zaczął ciągnąć za sobą wciąż trzymanego
za rękę Sehuna. Już byli blisko, coraz bliżej, kiedy nagle Kai syknął i zgiął
się w pół. Puścił rękę przyjaciela i padł na kolana zanurzając jedną z dłoni w
piasku.
- Jongin! – krzyknął przerażony Sehun i rzucił się do stóp
ukochanego. – Kai… Co się dzieje?!
Chłopak jednak nie był w stanie mu odpowiedzieć. Ból, który
przeszywał jego ciało był dla niego nie do zniesienia.
- Hej! – Sehun usłyszał gdzieś za sobą krzyk. Obejrzał się i
zobaczył biegnącego do nich tajemniczego chłopaka, który wcześniej siedział na
kłodzie. Jednak zignorował go i próbował porozumieć się z Jonginem.
- Kai… Co… - Hunnie czuł się zagubiony. Jongin cierpiał, a
on nie miał nawet pojęcia co się dzieje. Nagle brunet wydał z siebie
przeraźliwy krzyk spowodowany bólem i złapał się za policzek, na którym zaczęła
się pojawiać rysa… Rysa ta była im obojgu dobrze znana. Nieznajomy podbiegł do
nich i próbował złapać oddech.
- Co.. co się stało? – wydyszał w końcu.
- Nie wiem! – jęknął Sehun patrząc na tajemniczego chłopaka.
Nagle trzymana przez niego ręka chłopaka wydała się mu jakoś dziwnie
nienamacalna. Spojrzał pospiesznie w jej stronę i w tym momencie Jongin zniknął
i pojawił się dwa metry od nich. Zaczął teleportować się z miejsca na miejsce w
różne części plaży położone w ich pobliżu. Sehun wstał i zaczął śledzić go
wzrokiem do czasu, aż nie zniknął.
- Nie! – krzyknął za nim. Zaczął panicznie rozglądać się
dookoła. – Kai! – wrzasnął najgłośniej jak potrafił. Rozglądał się dookoła i
puścił biegiem przed siebie. W końcu opadł na piasek i złapał się za głowę.
Przygryzł wargę i wtedy przypomniało mu się o tamtym chłopaku. Wstał i dobiegł
do niego. Złapał go za ramiona i spojrzał mu w oczy.
- Gdzie jesteśmy? – spytał.
- Na plaży w Sydney.
- Gdzie? – Sehun zwątpił, czy na pewno dobrze usłyszał.
- Plaża… W Sydney… Australia… - zaczął tamten.
- Ja… - zaczął szatyn rozglądając się wciąż z nadzieją, że
Jongin wróci. – Ja muszę się dostać natychmiast do Korei… - jęknął.
- Przykro mi, nie jestem nim. Nie teleportuję Cię… -
odparł tajemniczy chłopak. Sehun spojrzał w końcu na niego i przypomniała mu
się chęć odnalezienia reszty, czego Kai ciągle próbował dokonać.
- Wiesz kim on był? – wyszeptał Sehun.
- Jest teleporterem, prawda? – nieznajomy uśmiechnął się
lekko. – Ale co to było? I co działo się z jego twarzą?
- Właśnie tego nie wiem… Nie rozumiem tego. Podczas jednej z
teleportacji Jongin doznał jakichś uszkodzeń… Kiedy wrócił wyglądał jak
popękana porcelana… - szatyn mówiąc to spojrzał w niebo. – Idzie burza… A ja
muszę wracać do domu…
- Burza to nie problem. Jongdae jestem. – odparł nieznajomy
i przykucnął nad piaskiem. Sehun przyglądał mu się uważnie i temu, co on robi.
Położył delikatnie otwartą dłoń na piasku, zmrużył oczy, a z dłoni zaczęły
emanować napięcia prądu, podobne nieco do błyskawic pojawiających się na
niebie.
- Jesteś jednym… - szepnął Sehun.
- Jest nas więcej. – przerwał mu z uśmiechem Jongdae. Wstał,
a w tym czasie burza zaczęła się cofać. – Mów mi Chen.
- Sehun, Hunnie dla przyjaciół. A teleporter to Jongin…
Muszę go znaleźć… Coś jest z nim nie tak… I muszę wrócić do Korei…
- Dlaczego myślisz, że będzie właśnie tam? – spytał Chen.
- Kiedy coś jest nie tak, lub gdy jest w tarapatach, zawsze
wraca do domu… Być może teraz też tak jest. Dlatego muszę tam jak najszybciej
wrócić.
- Najpierw musisz poznać resztę. – Chen poklepał go po
ramieniu i ruszył przed siebie. Hunnie wpatrywał się w niego przez chwilę, po
czym pobiegł za nim.
- Resztę? – powtórzył. – Wiesz gdzie jest reszta? – Sehun niemal
pisnął z podekscytowania.
- Tylko dwóch, reszty nadal nie znamy. Zaprowadzę Cię do
nich, może Kyungsoo będzie wiedział co dzieje się Twojemu przyjacielowi.
- Obyś miał rację…
***
Nagle poczuł jak straszny ból znika, więc rozluźnił nieco
mięśnie i otworzył oczy. Dopiero wtedy zorientował się, że spada. Jednakże
zanim zdążył się teleportować uderzył z hukiem w drewniany dach, przez który
przeleciał lądując w stercie siana. Ocknął się i wygrzebał na wierzch.
Rozejrzał się i widząc, że jest w jakiejś szopie postanowił zbadać teren.
Dlaczego przywiało go właśnie tutaj? I co to było? Niestety gdy spróbował wstać
znów ogarnął go ból, jednak trochę mniejszy. Spojrzał na swoje ciało, które wciąż
było pokryte licznymi pęknięciami i zadrapaniami. Opadł z powrotem na siano,
gdyż nie był w stanie dłużej utrzymać się na nogach…
- Hunnie… Gdzie
jesteś… - jęknął i zamknął oczy. Wykończony nieustanną walką z bólem zasnął na
stercie siana nie zwracając uwagi na nic.